8 sierpnia 2014

Rozdział 6 - Chance.

05.01.1970.

    Steven z samego rana wyszedł z mieszkania, nie informując nas o tym, gdzie się wybiera. Joe od kilku dni był czymś wyraźnie zdenerwowany, ale nie chciał powiedzieć mi o co chodzi. Martwiłam się o niego, a oprócz tego ciągle myślałam o tym co takiego go niepokoi.
Gdy siedziałam w salonie i czytałam gazetę po pomieszczeniu rozległ się dźwięk dzwonka. Zdenerwowałam się, bo Stev najwidoczniej znowu nie zamknął bramy.
Podbiegłam do drzwi, a gdy ujrzałam naszego gościa na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.
- Witaj Karl! - powiedziałam rozentuzjazmowana i zaprosiłam mojego gościa do środka.
- Dzień dobry, Madeleine. - odpowiedział po chwili, po czym usiedliśmy naprzeciwko siebie na kanapie. - Całkiem ładne mieszkanie, dosyć skromne, ale przytulne.
- Dziękuję, ale to nie moja zasługa. Hm, może się czegoś napijesz? - zaproponowałam.
- O, jak najbardziej. Poproszę kawę, z jednej łyżeczki, bez cukru.
    Po zaparzeniu kawy i krótkiej wymianie zdań na temat tego co robiliśmy podczas kilku miesięcy przeszliśmy do sedna sprawy.
- Widzisz, Madeleine, chodzi o to, że rozesłałem Twoje zdjęcia po kilku agencjach, czasopismach i różnych fotografach oraz projektantach. Ogólnie to zwiedziły cały świat. Nie powinienem tego robić, ale nie możesz się marnować. W każdym razie Christian Fuller jest Tobą zainteresowany i zaprasza nas do Nowego Jorku, musimy się tam zjawić pojutrze. Bilety zarezerwowane, lot jutro wieczorem.
Zaniemówiłam.
- Źle się czujesz? - spytał troskliwie Karl widząc, że nie potrafię wydusić z siebie ani jednego zdania.
- Nie, wszystko w porządku, tylko strasznie mnie zaskoczyłeś.
- Tak, tak, no nieważne. Zajmijmy się ważniejszymi sprawami. Po pierwsze muszę Cię prosić o nocleg, bo nie zdążyłem zarezerwować żadnego hotelu. Po drugie musisz zacząć się pakować. Po trzecie, mam nadzieję, że Twój mąż nie będzie miał niczego złego. - po usłyszeniu ostatniego zdania zakrztusiłam się kawą.
- Joe to nie jest mój mąż. - poinformowałam z uśmiechem.
- Jeden pies... Na to samo wychodzi.
- No tak. Ach, właśnie, zapomniałam spytać, nie pracujesz już u pana Maxwella?
- Nie, miesiąc temu się zwolniłem. Jak na razie jestem łowcom talentów, fotografem, piszę książkę, a w niedalekiej przyszłości planuje stworzenie własnego czasopisma o modzie.
- O, ja też ostatnio zaczęłam pisać książkę! - ucieszyłam się, ale po chwili ugryzłam się w język. Za wszelką cenę chciałam zachować to w tajemnicy, a wygadałam się przy pierwszej lepszej okazji. Na szczęście okazało się, że Karl nie umiał mówić po włosku.
     Rozmawialiśmy do późnego wieczoru, czyli do momentu, w którym zjawił się Steven i Joe. Szczerze mówiąc to przegapiłam moment, w którym mój chłopak ulotnił się z mieszkania. Stev tej nocy spał na materacu w kuchni, w końcu musieliśmy zapewnić Karlowi w miarę dogodne warunki.
Po długiej, relaksacyjnej kąpieli niemal od razu zasnęłam kompletnie zapominając o poinformowaniu Anthony'ego o moim ponad trzytygodniowym wyjeździe.

Następnego dnia...
     Starannie układałam ubrania w dość sporej walizce, gdy nagle do pokoju wpadł zdenerwowany Joe.
- Dlaczego dowiaduję się o tym, że wyjeżdżasz o tej tego siwego kutasa?!
- Bo od samego rana nie ma Cię w domu, a wczoraj zapomniałam Ci powiedzieć. - odpowiedziałam melancholijnym tonem głosu. - Poza tym to właśnie Karl daje mi przepustkę do lepszego życia więc okaż mu trochę szacunku i nie nazywaj go w ten sposób. - dodałam.
- Jeszcze mnie upominasz?! Wyjeżdżasz na miesiąc czasu, nie będziemy mieć nawet kontaktu! Tak Ci na mnie zależy?
- Nie krzycz na mnie... I przypomnij sobie to co zrobiłeś rok temu. Zostawiłeś mnie samą. Na odwyku, czyli wtedy kiedy najbardziej Cię potrzebowałam, a teraz jeszcze masz do mnie pretensje?! Jak śmiesz?! - krzyknęłam zupełnie nie kontrolując swoich emocji.
- I myślisz, że wytrzymam bez Ciebie trzy tygodnie?! Prędzej znajdę sobie kogoś innego. - mruknął i usiadł na łóżku chowając twarz w dłoniach. - Przepraszam.... - wymamrotał ledwo słyszalnie.
- W takim razie powodzenia. Znajdź sobie jakąś dziwkę, będziecie na takim samym poziomie, cześć. - powiedziałam, chwyciłam swoją walizkę i wyszłam z sypialni. W środku, aż gotowałam się ze złości. 
- O, Madeleine, już gotowa? - spytał Karl, gdy zeszłam na dół. - Płakałaś?
- Nie. Możemy już iść? - mężczyzna przytaknął ruchem głowy.
- Pa, Steven. - powiedziałam i nie czekając na odpowiedź wyszliśmy z mieszkania. Karl nie drążył tematu i zasypywał mnie opowieściami dotyczącymi świata mody, o swoich znajomościach, o tym, że zna Coco Chanel. Słuchałam tego z wielkim zaciekawieniem, wszystko co mówił mężczyzna było dla mnie czymś zupełnie nowym, czego do tej pory nie znałam.

♥ ♥ ♥
   - Gotowa na podbój świata? - zapytał Karl, gdy siedzieliśmy w wygodnych fotelach na samym tyle wielkiego samolotu.
- Chyba tak. - odpowiedziałam bez większego przekonania.
Szczerze mówiąc to zdziwiło mnie to, że mój towarzysz chciał pokonać tak krótki odcinek samolotem. Równie dobrze mogliśmy dojechać do Nowego Jorku samochodem, to tylko niewiele ponad trzysta kilometrów do przebycia.
- Wynająłem nam dwa pokoje w Chelsea. Jutro Twój wielki dzień, Maddie.
- Tak, wiem, mam nadzieję, że Cię nie zawiodę.
  Nie zdążyłam się obejrzeć, a byliśmy już w wielkim świecie. Odebraliśmy walizki, wsiedliśmy do żółtej taksówki, którą dotarliśmy pod ogromny hotel. Gdy Karl odbierał klucze w recepcji mogłam się przyjrzeć wystrojowi. To wszystko było takie inne, w całkiem innym standardzie. Nie byłam przyzwyczajona do spania w satynowej pościeli. Wystarczył mi kawałek ziemi i wełniany koc własnej roboty.
Na samą myśl o sesjach, pokazach i spotkaniach ze sławnymi ludźmi robiło mi się słabo. Bałam się tego co może mnie spotkać, ale z drugiej strony wiedziałam, że to moja szansa, której pod żadnym pozorem nie mogę zmarnować.
- Idziemy na drugie piętro. - zarządził Karl.
Po dotarciu do apartamentu byłam bliska omdlenia. Wszystko było takie piękne... luksusowe. Czułam się trochę nieswojo w takich warunkach.
- No dobrze, Maddie, idź się wykąpać i do spania, bo z worami pod oczami nikt nie zwróci na Ciebie uwagi. - powiedział Karl, a ja zastosowałam się do jego porad.

______________________________________

Wiem, strasznie krótki, ale chciałam zakończyć w tym momencie. Mam nadzieję, że nikt mnie nie zabije za to co tutaj powymyślałam. 
Chciałam jeszcze przypomnieć o moim drugim blogu, na którym pojawił się I rozdział: 

Na prawdę zależy mi na Waszych opiniach przy tamtym opowiadaniu, głównie ze względu na to, że dopiero zaczęłam i chce wiedzieć czy jest sens ciągnięcia tego dalej, także proszę o komentarze, chociażby te najkrótsze. 
P.S. Chelle, nie wiem czy to czytasz, ale chciałam tylko przekazać, że skomentuje Twój cudowny rozdział jutro, bo dzisiaj kompletnie nie mam weny na pisanie opinii, przepraszam. ;_; 

14 komentarzy:

  1. Nie wiem... Tak jakoś szybko się wszystko potoczyło. Ale to chyba dobrze tylko, że Joe... Och, no jak on mógł?! Przecież dobrze wie, ze Maddie zależy na byciu modelką. Mało Stevena było, mam focha. No, ale to już lepiej, że go nie ma, bo przecież mógłby być i mnie z kimś zdradzić :O
    Mój komentarz będzie dupny, albo już jest, bo to jego koniec. Przepraszam :_:
    Co do drugiego bloga, to... Nie mam pojęcia kiedy tam wpadnę, również Cię bardzo przepraszam.
    Rozdział zajebisty!
    Weny i szybko zdrowiej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I know, powinnam nieco zwolnić. Muszę Cię zmartwić, ale przez kilka rozdziałów Stevena nie będzie wcale. ;_;
      Dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  2. Estranged zaraz skomentuje i jeden i drugi, pozwól jednak że skończę 56 u siebie, wrzucę go, poinformuję ludzi i skomentuję u Ciebie. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy, czekam z niecierpliwością na rozdział u Ciebie! :3

      Usuń
  3. Powitać! :3 Powiem Ci, że ja również weny na nic kompletnie nie mam, bo jestem zmęczona (spałam jakieś 5 godzin ostatniej nocy, a to dla mnie o WIELE za mało, ale to wszystko wina robotników z młotami pneumatycznymi w moim ogrodzie o 7 rano), oraz dlatego, że jestem zmuszona korzystać z moje starej (beznadziejnej) klawiatury od której się odzwyczaiłam i mi teraz ciężko idzie pisanie czegokolwiek. Ale napiszę tutaj jak najładniej co myślę, głównie dlatego, że w momencie skończenia czytania rozdziału w moich słuchawkach rozległy się dźwięki 'Amazing', a nic tak nie nastraja do pisania jak głos Stevena Tylera. Ale o tym wiadomo nie od dziś.
    Tak więc, skończę lepiej gadać od rzeczy i napiszę jakąś sensowną opinię.
    It's Amazing! Nawet tak krótkie rozdziały są napisane z taką klasą i czystością (?), że głowa mała, moja kochana Maddie. Tak strasznie uwielbiam Twój styl pisania!
    (Właśnie się skończyło Amazing, kurde :_:... Ale jest Eat the Rich ♥)
    Maddie w Nowym Jorku! Jejku, ale się porobiło! Tylko szkoda, że tak, a nie inaczej, pożegnała się z Joe. Rozumiem jego... zdenerwowanie. Ale Madeleine miała rację, on ją też kiedyś zostawił. Jak dla mnie przesadza. Ale Maddie w sumie też. Tak wyjechała z tą dziwką :_: Kurde. Oni są razem zajebiści. Ale co ja gadam, przecież nadal ze sobą są... nie? Co jak Maddie coś wymyśli, albo co gorsza kogoś spotka... Zaczynam się bać o ich związek.
    Tymczasem mogę się jednak cieszyć z tytułowej szansy! Bardzo podoba mi się ta odmiana, chociaż chwilowa. Jak przeczytałam o tym luksusie i elegancji to mi się skojarzyło z drugim blogiem xD Ale nie no, czekam na następny (o ile uda mi się go przeczytać :_:), żeby się dowiedzieć, jak tam dalej z karierą modelki Maddie. Zapowiada się ciekawie.
    Cóż Maddie. Eat the Rich dobiegło końca. Yeah, czas na Get The Grip. W takich warunkach o niebo lepiej się pisze komentarze! Mam nadzieję, że mój nie był od dupy :_: Choć w moim mniemaniu taki właśnie jest. Ale o chyba było do przewidzenia. xD
    Uwielbiam Cię Maddie! <3
    I po raz kolejny życzę szybkiego powrotu do zdrowia.

    Hugs, Rocky. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rocky, jesteś świetna. Ten komentarz jest chyba nie wiele krótszy od rozdziału. xD
      Dziękuję za komentarz i za tyle miłych słów. ♥

      Usuń
  4. No to jestem.
    Co oni obaj tacy podenerwowani.
    Oooo przyszedł Karl i Maddie jedzie do NY!
    Ahahahhaahahhahaha mąż? XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
    Hahhahahah "Dlaczego dowiaduję sie teraz że wyjeżdżasz do tego siwego kutasa?
    hahahahahahahahahhahahhahahahahaha
    Ej no i teraz ona zostawia Dżo. Smutam :c
    Buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu D:
    Lecę na drugi blog
    Zajebisty ten rozdział, ale zostawia Dżo
    Buuuuuuuuuuuuuuuu

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba przyswoiłam (trochę nie ogarniam tego słowa, ale to nic) już treść rozdziału. Zacznę od rzeczy, która najbardziej mną wstrząsnęła.
    DLACZEGO TERAZ?! DLACZEGO AKURAT JOE I MADDIE?! DLACZEGO PADŁY TE SŁOWA?! NOOOO NO DLACZEGO KURWA?!?!?!??! Nie! To nie mogło się stać! Nie byli ze sobą przez tak długi okres czasu i teraz musieli się pokłócić o te 3 tygodnie? A raczej Joe miał o to pretensje. Ale JAK JOE MÓGŁ TO POWIEDZIEĆ?! Przecież nie mógłby znaleźć sobie innej. On kocha Maddie!
    A teraz mam pytanie. Czy oni zerwali? Bo się trochę pogubiłam, wiesz przeciążyłam mózg. ;-;
    Mam nadzieję, że w Nowym Jorku wszystko pójdzie dobrze. Wybacz mi, ale na nic sensownego mnie nie stać.
    Weny i czekam na następny! :3
    PS Wracaj do zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytam, czytam :) Właśnie zaczęłam nadrabiać :D

    OdpowiedzUsuń
  7. No i się pokłócili :// Akurat teraz, kiedy Maddie wyjeżdża na tyle czasu! Ja tam w nich wierzę, Joe po prostu ją kocha i miał na myśli to, że będzie tęsknił, przecież oni są dla siebie stworzeni, no! :D <333
    Ciekawe, czy Maddie zrobi karierę.. jako modelka, a może pisarka? A może Karl okaże się świetnym partnerem zawodowym w którejś branży?
    Przepraszam za ten krótki (znowu) komentarz. Wiedz, że piszesz świetnie ;***
    Ja przeczytałam prolog kilka dni temu, ale komentarz mi się skasował, a potem miałam przerwę i dzisiaj wszystko nadrabiam.
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  8. Nominowałam Cię do VBA i LBA! :)
    http://welcome-to-my-fucking-paradise.blogspot.com/2014/08/versatile-blogger-award-i-liebster.html

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj, Maddie, cieszę się, że wróciłaś i dałaś mi znać.
    Wiesz, odkąd wpadłam tu po raz pierwszy, coś mnie zatrzymało. Była to szata graficzna, co ciekawe. Nie wiem, czy tylko ja tak na to zwróciłam uwagę, ale większość (znaczna większość) jest albo ciemna, albo wypełniona po brzegi kolorami. A Ty masz tylko nagłówek (który zresztą elegancko już coś zdradza o opowiadaniu) i minimalizm. Właśnie to mnie poniekąd urzekło, białe. Tylko po co ja się o tym tu produkuję, skoro mam nad sobą taki piękny rozdział?
    Matko, w pierwszej kolejności ja Ci muszę powiedzieć, że jedną z najwspanialszych rzeczy jest to, że Madeleine odnosi się do Joego per Anthony! To jest cudowne, patrzyłam tak na niego i myślałam jako o właśnie Anthonym Pereira. Ten człowiek jest cudny, a kiedy ktoś pisze o nim tak, bądź też taka Maddie myśli i nazywa go tak - to jest moment, w którym ja się rozpadam, haha. Co więcej...Karl. Karl! Pomysł wprowadzenia takiej postaci i w ogóle takiego wątku jest boski. Jejku, aż sama się zastanawiam, jak zaczęłaś o tym myśleć, że sobie tak to zgrałaś.
    A skoro o Karlu mowa, to nie mogłabym nie wspomnieć o ''romantycznym'' pożegnaniu Joego z ukochaną. Mhm, zrozumiałe jest to, że się wkurwił (tak dobitnie to nazwę), ale Maddie miała jednak niepodważalny argument, no cóż. On ją zostawił, kiedy był jej potrzebny. Nie było go. A teraz role się odwróciły, prawda? Tak sądzę. Może i rozumiem...ale chciałabym, żeby było dobrze. Zawsze chcę, a jeśli w grę wkracza taka para, to już w ogóle.
    Hm, no i naturalnie czekam na rozwój akcji w Nowym Świecie aka Nowym Jorku!
    Liczę, że niedługo znów odezwiesz się z czymś nowym i czekam, ponieważ mam na co, miła Maddie, weny życzę! ❤️

    OdpowiedzUsuń