5 sierpnia 2014

Rozdział 4 - Great.

     Z dedykacją dla Rocky Hudson.

   Ze snu wybudziły mnie słowa utworu You Shook Me. Niestety zamiast anielskiego głosu Roberta Planta słyszałam jedynie wrzaski Stevena. Miałam ochotę go zamordować i gdyby nie brunet, który przygniatał mnie niemalże całym ciężarem swojego ciała już dawno byłabym na dole i ostrzyłabym scyzoryk. Byłam strasznie niewyspana. Zrzuciłam z siebie Joe'go. Miało być delikatnie, ale biedak wylądował na podłodze.
- Wybacz. - wymamrotałam i chciałam podejść do szafy, ale skutecznie uniemożliwiła mi to ogromna walizka, której zapomniałam schować. Runęłam całym ciałem na podłogę i zaśmiałam się ze swojej niezdarności. Oczywiście od razu podbiegł do mnie Joe z masą pytań typu "Nic Ci nie jest?", "Żyjesz?". Zaprzeczyłam ruchem głowy i samodzielnie podniosłam się z paneli. Wyciągnęłam z szafy kremową spódniczkę do kostek, białą bluzkę na ramiączkach oraz kolorowy sweter. Ubrałam się i zeszłam na dół. Stev nadal śpiewał i robił sobie kanapki. Podeszłam do niego od tyłu i zakryłam mu usta dłonią. Od razu odwrócił się w moją stronę. Zaczęliśmy mierzyć się wzrokiem. Wtedy pierwszy raz stałam tak blisko niego. Wcale nie był taki wysoki... Niespodziewanie dłonie chłopaka znalazły się na mojej talii i zaczęły mnie łaskotać. Oczywiście po chwili wylądowaliśmy na podłodze i zaczęliśmy nawzajem się "torturować". Gdyby nie Joe, który niespodziewanie znalazł się obok nas i odciągnął mnie od swojego kolegi to podejrzewam, że tak szybko by się nie skończyło.
- Wygrałaś wojnę, ale przegrasz bitwę! - powiedział chłopak i wymierzył we mnie palcem wskazującym.
- Chyba coś przekręciłeś... - wymamrotałam i położyłam się na kanapie. - Joe, zrobisz mi herbatę? Proszę...
Brunet spojrzał na mnie z kpiącym uśmiechem, ale po pięciu minutach przede mną stał kubek z parującą i pięknie pachnącą zawartością.
- Dziękuję.
- Maddy... My z Joe pójdziemy do Ray'a, wrócimy za kilka godzin. - oznajmił Stev.
- Bawcie się dobrze... - Powiedziałam i pocałowałam Anthony'ego na pożegnanie.
Wypiłam herbatę i postanowiłam, że pójdę się przejść. Pobiegłam do łazienki, aby uczesać włosy, włożyłam na stopy szare balerinki, wzięłam z koperty kilka dolarów, po czym opuściłam mieszkanie i zamknęłam drzwi oraz bramę.
Kierowałam się prosto przed siebie. Chciałam nieco zwiedzić miasto. Gdy dotarłam do nieco bardziej zaludnionej części miasta zakupiłam mapę. Przez kilka godzin wędrówki udało mi się zobaczyć kilka naprawdę pięknych miejsc. Odwiedziłam nawet kościół. Ogólnie miasto bardzo mi się podobało, nie było tak piękne jak San Diego czy Mediolan, ale nie miałam też na co narzekać.

Po jakimś czasie byłam pod domem. Miałam wrażenie, że za chwilę odpadną mi nogi z bólu. Spacerowałam ponad cztery godziny. Kiedy otwierałam bramę podszedł do mnie pewien mężczyzna. Oparł się swoim masywnym, umięśnionym ciałem o furtkę i posłał mi czarujący uśmiech.
- Dzień dobry. - powiedział i podał mi rękę na powitanie. - William.  Zakładam, że pani jest to ta Madeleine od Perry'ego?
- Tak, miło mi pana poznać. - odpowiedziałam i bliżej przyjrzałam się mężczyźnie. Miał zielone oczy, krótkie włosy i był strasznie wysoki. Trochę śmiesznie się czułam, bo Anthony był ode mnie niewiele wyższy, podobnie jak Steven, a abym mogła spojrzeć na twarz Williama musiałam zadzierać głowę do góry.
- Mnie również. - odparł, po czym nastała chwila krępującej ciszy.
- Przepraszam, ale muszę już iść... - wymamrotałam i chciałam przekręcić klucz, ale w tej samej chwili ktoś złapał mnie w talii. Odwróciłam się i zobaczyłam roześmianego Joe'go.
- Siemka Will. - rzucił w kierunku blondyna. - Maddie, słońce Ty moje, będziesz moją żoną? - spytał i próbował uklęknąć, ale szło mu to opornie. Roześmiałam się widząc jego rozbiegane spojrzenie i pomogłam mu wstać. Posłałam Williamowi przepraszające spojrzenie, po czym wraz z moim kochanym, pijanym i ciężkim chłopakiem wpadłam do mieszkania. Gdy tylko drzwi się zamknęły runęliśmy na podłogę i oboje głośno się zaśmialiśmy. Rzadko kiedy miałam okazję widzieć pijanego Anthony'ego, a szkoda, bo wyglądał wtedy naprawdę uroczo.
Niespodziewanie drzwi wejściowe otworzyły się tak gwałtownie, że odbiły się od ściany i zawróciły, uderzając gościa w twarz. Szybko zerwałam się z podłogi i wybiegłam przed dom. Przybyszem był Steven, który mamrotał coś niezrozumiałego pod nosem i próbował się podnieść. Podałam nieszczęśnikowi dłoń i chciałam pomóc mu wstać, ale skoczyło się na tym, że wylądowałam na nim. Spojrzeliśmy na siebie, a po chwili chłopak roześmiał się jak małe dziecko i spojrzał w mój dekolt. Westchnęłam głośno i wstałam. Postanowiłam pójść do sypialni i tam w spokoju poczekać, aż chłopcy doprowadzą się do stanu przyzwoitości. Jako, że po jakimś czasie zaczęło mi się piekielnie nudzić postanowiłam wziąć prysznic. Gdy wyszłam z łazienki na dworze zaczynało się ściemniać. W sypialni czekał na mnie Joe. Wyglądał... normalnie. Widocznie alkohol zdążył z niego nieco ulecieć.
- Pójdziemy do jakiegoś baru? - spytał z nadzieją.
- Jeszcze Wam mało? - westchnęłam, ale ostatecznie i tak zostałam zmuszona do pójścia z nimi do jakiegoś obskurnego, bostońskiego klubu. Rozsiedliśmy się na wielkich krzesłach dookoła okrągłego, niezbyt dużego stołu, po czym przez około piętnaście minut czekaliśmy na kelnera, w końcu Steven stracił cierpliwość i podszedł do baru w celu złożenia zamówienia, a mianowicie trzech piw.
W chwili, gdy siedzieliśmy w kompletnej ciszy, a Stev był zajęty podrywaniem dziewczyny siedzącej w stoliku znajdującym się przed nami pomyślałam, że muszę znaleźć jakąś pracę. Wiedziałam, że w moim przypadku graniczy to z cudem. Nie miałam żadnego wykształcenia. Nawet nie ukończyłam szkoły podstawowej. Posiadałam spory zasób wiedzy, ale tylko dzięki mojej mamie, która uczyła mnie wszystkiego w domu. Żadnych papierów ani nic. Moją jedyną deska ratunku mogła być znajomość kilku języków.
- Panie, panowie wybaczą... - powiedział Steven i ruszył w kierunku uroczej blondynki, z którą od kilku minut posyłali sobie nawzajem niewinne uśmiechy i spojrzenia.
- Zostaliśmy sami. - oznajmił Joe i spojrzał na mnie w przymrużonymi oczami.
- Niestety... - westchnęłam i udałam niezadowolenie. Anthony zrobił oburzoną minę i w odwrócił się w drugą stronę. Zaśmiałam się pod nosem i usiadłam brunetowi na kolanach, po czym delikatnie pocałowałam go w policzek.
Po niedługim czasie wrócił do nas Steven. Jego obiekt zauroczenia okazał się być "pustą niunią" - jak to uprzejmie ujął chłopak, gdy kolejne dwie upatrzone przez bruneta dziewczyny okazały się być niezbyt interesującymi osobami Stev zaproponował powrót do domu. Oczywiście wraz z Joe przystaliśmy na tę propozycję, bo oboje byliśmy już zmęczeni.

♥ ♥ ♥
15.11.1969.
    Z samego ranka postanowiliśmy pójść z Joe na spacer, jednak nasze plany pokrzyżował listonosz, który przyniósł list od Naomi. Cieszyłam się jak głupia, bo napisałam do niej, gdy tylko dotarliśmy do Bostonu i przez ponad trzy tygodnie nie otrzymałam odpowiedzi...
"Moje najdroższe Słoneczko...
Cieszę się, że wszystko jest w porządku. Nawet nie wiesz ile radości sprawia mi to, że wszystko się u Ciebie ułożyło.
Pytałaś co u mnie i Stanley'a... nic się nie poprawiło. Nadal jest tak fatalnie jak było wcześniej, czasami mam wrażenie, że jest jeszcze gorzej. On mówi do mnie takie straszne rzeczy... ale ja nie potrafię tego zakończyć. Zbyt dużo czasu razem spędziliśmy, zbyt bardzo go kocham.
Ach, nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę.
Trzy dni po Twoim wyjeździe przyszedł do nas jakiś facet. Przedstawił się jako Karl Harrison i mówił, że podałaś mu ten adres, gdy byłaś w agencji. Obiecałam mu, że gdy tylko otrzymam od Ciebie list z adresem to się do niego odezwę. I zrobiłam to, gdy tylko napisałaś. Poprosił, abym Ci przekazała, że wpadnie do Ciebie na początku nowego roku. Podobno wtedy odbędzie się jakiś pokaz, w którym masz wziąć udział czy coś takiego.
Życzę Ci powodzenia.
"
Serce niemal wyskoczyło mi z piersi, gdy tylko przeczytałam o Karlu. Nie mogłam doczekać się jego wizyty. Chcąc jak najszybciej odpisać przyjaciółce pobiegłam do sypialni po kartkę i długopis, po czym napisałam krótki list. Chciałam jak najszybciej pójść na pocztę więc zbiegłam po schodach na dół i zaczęłam namawiać Anthony'ego, aby poszedł razem ze mną, bo nie znałam drogi. Oczywiście nie obeszło się bez marudzenia, jęczenia, narzekania, zrzucania z łóżka... Dopiero po niecałej godzinie udało nam się opuścić dom.
- O, cześć! -krzyknął William, który wypatrzył nas, gdy przechodziliśmy obok jego posesji.
- Hej... - powiedzieliśmy niemal jednocześnie.
- Dokąd posuwacie? - spytał, a Joe wybuchnął śmiechem. Szturchnęłam go w ramię i posłałam mu karcące spojrzenie. Will spojrzał na niego zdziwiony, a po chwili również się roześmiał ukazując rząd białych i prostych zębów.
- Na pocztę. - odpowiedziałam, gdy przypomniałam sobie o pytaniu, które chłopak zadał mi jakiś czas temu.
- O, to może pójdę z Wami? - zaproponował. Od razu się zgodziłam, a chłopak pobiegł do domu, aby się przebrać.
- Maddie, czemu się zgodziłaś? To jest pedał!
- Co znaczy słowo pedał w Twoim języku?
- Homoseksualista. On tu mieszka ze swoim chłopakiem. - wymamrotał Joe, a ja aż otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Zamknij buzię, bo Ci mucha wleci. - powiedział roześmiany William, który w międzyczasie zdążył wrócić, a ja natychmiast się otrząsnęłam. Delikatnie się uśmiechnęłam, po czym wspólnie ruszyliśmy w kierunku centrum.
Gdy Joe i Will pogrążyli się w rozmowie  na temat samochodów, a ja szłam jak piąte koło u wozu kilka metrów za nimi zaczęłam przyglądać się naszemu sąsiadowi. Podczas chodzenia ruszał biodrami niczym doświadczona modelka, a czarne lateksowe spodnie opinały mu - wiadomo co, zarówno z przodu jak i z tyłu. 
Gdy dotarliśmy pod pocztę dosłownie nie czułam nóg. Moi towarzysze rozsiedli się na ławce przed budynkiem, a ja weszłam do środka i dosłownie mnie zamurowało. Kolejka była tak długa, że przypominała ludzką stonogę. Westchnęłam  cicho, stanęłam na samym końcu i czekałam.
Kiedy przede mną stał już tylko starszy mężczyzna odetchnęłam z ulgą i przyglądałam się jak nieudolnie liczy spory plik pieniędzy.
- Osz chuj, pojebało mi się. - wymamrotał pod nosem, a pani w okienku posłała mu spojrzenie pełne dezaprobaty. Staruszek zaczął liczyć od nowa, a ja coraz bardziej się niecierpliwiłam. - Motyla noga, zaraz tu jebnę. - warknął zdenerwowany staruszek, bo okazało się, że znowu się pomylił.
- Może ja panu pomogę z tym liczeniem? - zaproponowała kobieta, na co mężczyzna popukał się po czole i uraczył ją kolejnym grzecznym zdaniem.
- Łapy precz, kobieto! Jeszcze mnie okradniesz! - oburzył się i zaczął liczyć.
Gdy w końcu staruszek odszedł od okienka zakupiłam znaczek i kopertę. Szybko napisałam adres i mogliśmy wrócić do domu...
__________________________________________________________

Witam. :) Powracam do Was po dwutygodniowej przerwie. Powiem Wam w sekrecie, że jestem taką kaleką życiową, że dokładnie w dzień powrotu z Francji, kiedy to wybierałam się na metro, aby dotrzeć do centrum wydarzyło się coś... niespodziewanego? Aż sama nie wiem jak mam to nazwać. W każdym razie mam takiego pecha, że sama w to nie wierzę. Otóż potrącił mnie samochód. Ale bez obaw, nic poważnego mi się nie stało. To tylko wstrząśnienie mózgu, dwa złamane palce, stłuczony łokieć, rozwalony łuk brwiowy (na szczęście tylko trochę, mam nadzieję, że nie będzie dużej blizny ;_;), złamane żebro i miliard siniaków, ale trzymam się w kupie, więc jest spoko. Właściwie to najbardziej ubolewam nad tym, że rozjebał mi się telefon. D: I nad tym, że źle mi się pisze z gipsem, w dodatku z żelowo - hybrydowymi paznokciami. ;_; O matko... Ale żeby nie było... nie jest ze mną aż tak źle, żeby to było z mojej winy, bo to jakiś debil, za przeproszeniem we mnie wjechał, gdy JA przechodziłam na ZIELONYM świetle. Jak sobie pomyślę o tym, że moi rodzice chcą iść z tym do sądu to mi się żyć odechciewa. D:

A teraz ważniejsze sprawy, dotyczące bloga, otóż sprawa wygląda tak, że podczas pobytu w Paryżu napisałam dwa rozdziały i kilka komentarzy w notatniku (miałam tak wolne wifi, że dodanie komentarza trwałoby pół godziny) i COŚ.
Pod nazwą COŚ kryję się prolog do czegoś nowego, zupełnie innego, tym razem tylko o Led Zeppelin. Zastanawiam się  czy mam zakładać nowego bloga teraz czy może poczekać aż skończę to opowiadanie albo napiszę kilka rozdziałów na zapas. Decyzję pozostawiam Wam. Także pytanie brzmi: mam rozpoczynać coś nowego teraz czy odłożyć tę decyzję na później? :)
Jeśli chodzi o komentarze i czytanie to prawie wszystko już przeczytałam i skomentowałam. Przepraszam, że dopiero teraz, ale wcześniej po prostu nie mogłam się podnieść, nie mówiąc nawet o trzymaniu laptopa.
I dziękuję z całego serca Estranged i Faith za nominacje do tego całego Awardu. Napiszę to pod kolejnym rozdziałem.
Postanowiłam też, że od czasu do czasu zadedykuję komuś rozdział, bo... bo tak. Tym razem padło na Rocky, ponieważ jest tutaj od samego początku. Zawsze pisze świetne i motywujące komentarze, a oprócz tego sama prowadzi wspaniałego bloga. Pozdrawiam Cię serdecznie. :) A z resztą to Was wszystkich pozdrawiam... i kończę, bo za niedługo ten dopisek będzie dłuższy niż rozdział. Gratuluję tym, którzy dotrwali do końca.
P.S. Jednak coś mi się przypomniało. Otóż... Hate, żyjesz? ;_; Ja się tu martwię o Ciebie, bo zniknęłaś tak nagle i... i no. I Cię nie ma. :(

7 komentarzy:

  1. Heeeeeeeeej Maddie!
    Tęskniłam, wiesz? Rozdział zajebisty! Tylko wracaj szybko do zdrowia. Teraz to kurde, w ogóle nie patrzą czy nikt nie idzie (w sensie kierowcy). Ale COŚ, czyli ten prolog i całe opowiadanie o Led Zeppelin przeczytałabym bardzo chętnie. Hmm... Ja bym proponowała najpierw napisać kilka rozdziałów na zapas i dopiero potem wstawić. A za nominacje to nawet nie dziękuj, bo zasługujesz.
    A teraz przejdę do rozdziału... Jak zawsze świetny, ale uwaga, skomentuję go później,bo teraz mama wróciła ze sklepu i trzeba uciekać! XD
    No dobra, najwyżej zdechnę.
    Hahaha, akcja ze Stevenem i Maddie mnie rozwaliła. No ja Ci mówię musisz mu znaleźć jakąś dziewczynę! Albo nie, ja mu znajdę! Czy mogę to być JA? XD
    I Karl... Nie wiem, zbytnio nie interesuję się modą i związanymi z nią rzeczami, ale niech Maddie się uda i niech zostanie modelką!
    Mam pomysł! Teraz powinna przyjechać do nich Naomi, ale najpierw zerwać ze Stanleyem, którego lubię, ale kit. No i jak już przyjedzie to będzie z Tylerem! A jeśli nie... To zawsze jestem jeszcze ja. :D
    Jak juz mówiłam rozdział zajebisty!
    Weny!

    P.S. No właśnie, co z Hate? Chyba ostatni raz "widziałam" ją na początku lipca. ;_;

    OdpowiedzUsuń
  2. O boziuniu *o* Nawet nie wiesz jak mi się zrobiło miło, jak zobaczyłam dedykację. I jeszcze te miłe słowa pod rozdziałem! Maddie, kochana, dziękuję Ci, po raz kolejny! <3
    Rozdział cudowny, taki naprawdę hipisowski :3 Tyle radości i kolorów, no po prostu cudownie!
    Steven, tak bardzo go tu uwielbiam! Trzymam kciuki, by znalazł sobie miłość, taką prawdziwą, bo sądząc po jego zalotach, potrzebuje kogoś, kto będzie go grzał w nocy. Niby to pan boski Tyler, ale jednak, czasem trzeba XD
    William! Jakaż ciekawa postać! Ja absolutnie nie mam nic do homoseksualistów (no chyba, że mówimy o pseudo lesbijkach... :p), a Will jest naprawdę fajny. Udało mi się go bardzo szczegółowo wyobrazić :D Ciekawa jestem ogromnie co tam się z nim stanie, i kim będzie dla Maddie.
    Haha, nachlany Joe! To jest takie... słodkie? XD Nie wiem sama, ale machinalnie się uśmiechnęłam, kiedy czytałam o tym, jak razem z Mad się wywalili! :)
    Naprawdę rozdział jest świetny, stęskniłam się przez te dwa tygodnie ♥
    I najważniejsze: Kurde, Maddie, wracaj do zdrowia! Taki wypadek to nie przelewki, no ;-; Mam nadzieję, że siniaki nie dokuczają za mocno. No i, że nie będziesz miała żadnej blizny, bo sama wiem jakie to dokuczliwe (mam na policzku, przypaliłam się żelazkiem... NIE PYTAJ JAK). Wysyłam Ci przytulańca, i oczywiście staram się nie ścisnąć Cię za mocno w bolące siniaki XD Kuruj się!
    Wgl rozdział z gipsem? Szacun, Maddie, Szacun! ;D
    No cóż. Jeszcze raz podziękuję ZA WSZYSTKO! Jesteś wielka :)
    A to, że jestem tu z Tobą od początku, to wiesz... Grzechem by było nie być! W końcu taki cudny blog.
    Czekam na więcej i baaardzo gorąco pozdrawiam! ♥

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niektórzy kierowcy to są serio pojebani. No żeby na zielonym świetle w Ciebie wjechać? Zdrowiej szybko!!!
    Opowiadanie o Led Zeppelin?
    Jestem za!
    Szczerze mówiąc, to przed założeniem bloga zastanawiałam się czy moje opowiadanie będzie o Aerosmith czy Led Zeppelin. xD
    Podobnie jak Faith jestem za tym, abyś napisała kilka rozdziałów w zapasie i wtedy zaczęła nowe.
    "Niestety zamiast anielskiego głosu Roberta Planta słyszałam jedynie wrzaski Stevena. Miałam ochotę go zamordować i gdyby nie brunet, który przygniatał mnie niemalże całym ciężarem swojego ciała już dawno byłabym na dole i ostrzyłabym scyzoryk." -Hahahaahahaaha. XDDD
    I Steven z Maddie w kuchni. xD
    List od Naomi. :3
    Szkoda, że nie układa im się. ;c
    Ale, ale!
    Jak już kilka rozdziałów wcześniej, nadal sądzę, że powinna być z Tylerem!
    Byłoby tak pięknie...
    Hm...
    Mam nadzieję, że Maddie zostanie tą modelką. :D
    Pijany Stev i Joe.
    Hahaha.
    I Will. Nie powiem, zaskoczyłaś mnie z tym gejem. :O
    Genialny rozdział! :D
    Weny i czekam na następny! :3

    OdpowiedzUsuń
  4. O Jezu, wypadek? Też miałam takie szczęście, że potrącił mnie jakiś idiota, na szczęście nie miałam aż takich obrażeń jak Ty. Szczerze współczuję! Mała, szybko nam zdrowiej :)
    Wpadłam tutaj napisać, że obiecuję jeszcze raz wszystko od nowa przeczytać i skomentować. Tak <3 Niedługo zobaczysz moje dupne komentarze :3

    Love,
    Chelle

    PS Trzymaj się kochana :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Maddie! Daj mi namiary na tego debila, to jak ja wjadę z niego z rozpędu moim ślicznym Bugattim Veyronem SS, to się nie pozbiera!
    No biedaku mój. :(
    Opowiadanie o Led Zeppelin? Jestem jak najbardziej za!
    "Niestety zamiast anielskiego głosu Roberta Planta słyszałam jedynie wrzaski Stevena. Miałam ochotę go zamordować i gdyby nie brunet, który przygniatał mnie niemalże całym ciężarem swojego ciała już dawno byłabym na dole i ostrzyłabym scyzoryk."- hhahahahahahahahahhahahahahahahahahahahahahahaahhaahhahahahahahahahahhaahahahhahahahahahhaahhaha
    Stev z Maddie w kuchni. Hahahahahahahahahahahah
    Szkoda, że u Naomi nic się nie poprawiło. :c
    E nie. Ja nie chcę, żeby Maddie była modelką. Ona ma być z Dżo lub Stevem.
    I ten Will. Serio jest gejem? :O
    Pijany Joe. To musi być słodki widok.
    Weny i pozdrawiam! :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Kto w ogóle dał temu debilowi prawo jazdy? Nie, no tracę wiarę w ludzi. Ale Ty, Maddie jesteś wielka, że mimo tego dzielnie się trzymasz i piszesz dla nas. Taka lojalna blogerka to prawdziwy skarb :*
    A rozdział oczywiście świetny. Strasznie lubię Twojego Stevena, wiesz? ;)) Jest taki rozrywkowy i śmieszny XD
    Maddie ma jeszcze szansę na karierę! :D Oby się wszystko udało...
    Tylko u Naomi i Stana są problemy :((
    Ciekawa jestem, co wniesie do opowiadania William, bo bez powodu się raczej nie pojawił. A właściwie, to w San Diego zostały chyba też niedokończone wątki, no nie? Na przykład z tym Laurentem? No chyba, że się już nie pojawi, może coś źle zinterpretowałam?
    Hihih pijany, słodki Joe <333
    Życzę Ci dużo zdrowia, kochana. I szczęścia, żeby Ci się nigdy takie wypadki nie przydarzyły ;)) No i oczywiście weny!
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah, znowu zapomniałam XDD
      Jeżeli chodzi o nowe opowiadanie, to zrób jak uważasz. Myślę, że "zgromadzenie zapasu" rozdziałów to dobre wyjście ;))
      Nie mogę się doczekać!
      Lecę dalej XD

      Usuń