15 lipca 2014

Rozdział 2 - Farewell.

     Gdy na zewnątrz panowała zupełna ciemność postanowiliśmy wrócić do domu. Pierwszy raz od bardzo dawna nie czułam żadnego strachu związanego z wędrówkami po zmroku. Przy Anthonym czułam się taka bezpieczna... jak przy nikim innym na świecie. Odwróciłam głowę i spojrzałam na bruneta. Jego twarz oświetlało mocne światło latarni. Był zamyślony.
- O czym myślisz? - spytałam prosto z mostu.
- O nas. - odpowiedział i spojrzał na mnie kątem oka. - O tym co będziemy robić jak dotrzemy do sypialni. - dodał i spojrzał mi prosto w oczy. - O tym jak Cię rozbiorę i sta...
- Joe, przestań! - przerwałam mu i zaśmiałam się pod nosem. Anthony tylko obdarował mnie jednym ze swoich cudownych uśmiechów i zaczął przesuwać swoją dłoń z moich pleców coraz niżej... - Joe... - westchnęłam i zrzuciłam z siebie jego rękę. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale ta sytuacja mnie strasznie bawiła.
Gdy w końcu dotarliśmy do domu zastaliśmy w nim Stevena, Naomi i Stanleya. Rozmawiali w salonie przy butelce wina. Anthony nawet nie pozwolił mi się z nimi przywitać tylko od razu zaciągnął mnie do sypialni...
♥ ♥ ♥

    Obudziłam się szczęśliwa i wypoczęta jak nigdy wcześniej. Zegar wskazywał jedenastą po południu. Joe jeszcze spał, ale postanowiłam go nie budzić. Narzuciłam na siebie jakieś ubrania i poszłam do kuchni w celu przygotowania śniadania. Zastałam w niej Stevena. 
- Cześć. Jak się spało? - zapytałam siadając naprzeciwko niego. 
- Gdyby nie to, że Twoja przyjaciółka trzy razy spadła z łóżka prosto na mnie to bardzo dobrze. - odpowiedział z uśmiechem. 
W tym samym czasie do pomieszczenia wszedł zaspany Joe, w dodatku owinięty kołdrą. Czy to aż taki problem się ubrać, gdy wychodzi się z łóżka? Najwidoczniej odzwyczaiłam się od jego lenistwa, które jak widać przybrało na sile przez te kilka miesięcy. Tony podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek.
- Jakie plany na dzisiaj mordeczki? - spytał Steven.
- Hm, to niespodzianka, jeśli chcesz to możesz się przejść z nami, to znaczy ze mną i z Joe. - zaproponowałam chłopakowi, oczywiście się zgodził.
Gdy śniadanie zostało zjedzone, a Joe (z wielkim oporem) się ubrał mogliśmy wyjść z domu.

♥ ♥ ♥

     Ponad dwie godziny zajęło nam dotarcie do domu dziecka. Nie sądziłam, że Joe oraz Stev są aż tak dziecinni, nie żebym była jakoś specjalnie dojrzała, ale rzucanie w siebie liśćmi drzew, podkładanie sobie nóg, przepychanie się, mierzenie objętości bicepsa mnie zaskoczyło, delikatnie mówiąc.
- Czyli to tutaj pracujesz, Maddy? - zapytał Steven, swoją drogą to w tamtej chwili pierwszy raz w życiu ktoś powiedział do mnie "Maddy".
- Chyba nie można nazwać tego pracą. Nie dostawałam za to pieniędzy, zajmowałam się dziećmi dla przyjemności. - odpowiedziałam i otworzyłam ciężkie drzwi do budynku. - Poczekacie tu chwilę? Pójdę tylko z kimś porozmawiać, za pięć minut wracam. - powiedziałam i weszłam do gabinetu Gabrielli. Jak zwykle siedziała na swoim wielkim fotelu z okularami na nosie i przeglądała jakieś papiery. - Nie przeszkadzam?
- Nie, skądże.
- Chciałam porozmawiać... sama nie wiem jak Ci to powiedzieć. - westchnęłam.
- Prosto z mostu. Przecież Cię nie zjem.
- Więc... wyjeżdżam z San Diego, na stałe. - oznajmiłam, a z twarzy blondynki zniknął szeroki uśmiech. Bałam się tego, że za chwilę wybuchnie, że uzna mnie za nieodpowiedzialną osobę. W końcu miałaby rację. Powoli zaczęłam żałować tego, że zaczęłam tutaj przychodzić. Przyzwyczaiłam do siebie te wszystkie urocze istoty, a teraz tak po prostu zniknę i już nigdy mnie nie zobaczą.
- Cóż, pozostaje mi życzyć Ci powodzenia. Jest mi przykro, dzieciom zapewne również będzie, ale zasługujesz na to, aby ułożyć sobie życie z tym chłopakiem. - powiedziała, po czym podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. Gdy obie wróciłyśmy na swoje miejsca Gabriella wyciągnęła z jednej z szuflad małą kopertę i przesunęła ją w moją stronę. - Proszę, niby nie powinnam tego robić, ale zawsze, gdy jakaś wolontariuszka odchodzi daje jej coś w rodzaju odprawy. W ramach podziękowań.
- Nie wiem jak mam Ci dziękować. Jesteś wspaniała. Dziękuję, po stokroć dziękuję. - Tylko tyle udało mi się z siebie wydusić, byłam tak pozytywnie zaskoczona, w końcu mogłam żyć za swoje pieniądze, oczywiście tylko przez jakiś czas, bo nie było tego zbyt wiele, ale mimo to strasznie się cieszyłam. - Do zobaczenia, Gabriello. - dodał i wyszłam.
Na korytarzu czekała na mnie wyraźnie zniecierpliwiona dwójka chłopaków, mężczyznami chyba  jeszcze nie mogę ich nazwać.
- To jak? Idziemy? - spytał Joe i zaczął kierować się w stronę drzwi wyjściowych, za nim zaczął maszerować Steven.
- Oszalałeś? Jeszcze nie załatwiliśmy tego po co tu przyszliśmy. - odparłam i pociągnęłam chłopaka z rękę. Gdy pokoik, w którym zazwyczaj przebywały wszystkie dzieci był pusty skierowaliśmy się w stronę ogródka. Gdy usłyszałam znajome odgłosy rozmów na mojej twarzy natychmiast zagościł szeroki uśmiech. Od razu podbiegła do mnie Erin, a tuż za nią cała reszta moich wspaniałych, młodych koleżanek. Każda po kolei się do mnie przytuliła i w skrócie opowiedziała mi to co wydarzyło się w ostatnim czasie. Chłopcy stali za mną zmieszani i chyba nie za bardzo wiedzieli co mają ze sobą zrobić.
- Ach, zupełnie zapomniałam. Przedstawiam Wam Anthony'ego i Stevena. 
- Cześć. Dlaczego wyglądasz jak małpa? - spytała Sophie bez żadnego skrępowania. Natychmiast zakryłam jej buzię dłonią i głośno się zaśmiałam. Steven spojrzał zszokowany na dziewczynkę, a po chwili również nieznacznie się uśmiechnął.
- Oj, Sophie, to niegrzeczne. Mówiłam Wam kiedyś jacy są faceci. Wiesz, że właśnie wylałaś kubeł zimnej wody na ego Steva?
- Przepraszam, ale wiesz co Maddie... ty jesteś taka śliczna, a masz TAKIEGO chłopaka. Już ten drugi jest lepszy. - powiedziała mi dziewczynka na ucho. Szczerość tej małej osóbki doprowadzała mnie do mimowolnego śmiechu. 
- Ale mój chłopak to ten drugi... - wyjaśniłam. 

    Spędziliśmy w tym miejscu jeszcze trzy godziny. Okazało się, że Stev ma wspaniałe podejście do dzieci, natomiast Joe chyba niezbyt dobrze odnajdował się w zaistałej sytuacji więc zawyczaj stał gdzieś na uboczu i mało się odzywał.
Pożegnanie było czymś naprawdę strasznym. Dziewczynki płakały, nawet kilku chłopaców, którzy spędzali ze mną niewiele czasu uroniło parę łez. Ja sama płakałam jak bóbr. Nie mogłam się uspokoić. Żegnałam się ze wszystkimi po kolei. Patrzenie na łzy tych cudownych dzieci było czymś strasznym. Miałam ogromne wyrzuty sumienia. Najpierw musiały rozstać się z rodzicami, a później ze zwykłą wolontariuszką, którą jednak mimo wszystko bardzo polubiły.
W drodze powrotnej postanowiliśmy kupić kilka butelek wina więc po dotarciu do domu mój humor nieco, a nawet bardzo się poprawił...
♥ ♥ ♥

24.10.1969. 
 
    Minęły trzy dni. Trzy okropne dni pełne pożegnań. Odwiedziłam grób Erin oraz wszystkie miejsca, które miały dla mnie większe znaczenie. Wiedziałam, że prędko nie wrócę do San Diego, chociażby ze względu na ceny biletów lotniczych.
Tego dnia czekało mnie jedno z najgorszych pożegnań w całym życiu. Musiałam opuścić Naomi. Osobę, która tak bardzo mi pomogła, która zawsze mnie wspierała, doradzała mi, była dla mnie jak siostra, matka i przyjaciółka w jednym. Znałyśmy się od piętnastu lat. Razem przechodziłyśmy przez najgorsze chwile w naszym życiu.

Cała we łzach wyszłam z mieszkania z walizkami w obu dłoniach. Wiatr rozwiewał moje włosy we wszystkie strony i przyklejał je do mokrej twarzy. Tuż za mną szła Nao i Stanley, który starał się pocieszyć swoją dziewczynę. Martwiłam się o nich, o ich związek. O to czy przetrwają ogromny kryzys, z którym przyszło im się zmierzyć. Nawet wtedy, gdy widziałam jak się przytulają i pocieszają nawzajem miałam pewność tego, że niebawem na horyzoncie pojawi się burza, z którą przyjdzie im się zmierzyć.
- Będę cholernie tęsknić. Odzywaj się najczęściej jak będziesz mogła, proszę, nie zapomnij o mnie. - wyszeptała Naomi prosto do mojego ucha. Czułam jak po moim ramieniu spływają jej łzy, przez co płakałam jeszcze bardziej. Cała się trzęsłam.
- Oczywiście, tylko nie zapominaj o regularnym opróżnianiu skrzynki na listy. - powiedziałam i obie delikatnie się uśmiechnęłyśmy.
- Madeleine, bo w końcu samolot odleci bez nas. Chodź już, bo jeszcze powódź wywołasz. - marudził Joe.
- Pa, kochana. - brunetka pocałowała mnie w policzek i podeszła do swojego chłopaka, który posłał mi ostatnie spojrzenie oraz uśmiech i wszedł do mieszkania wraz ze swoją roztrzęsioną dziewczyną.
Podałam po jednej walizce każdemu z moich towarzyszy, po czym powędrowaliśmy w stronę lotniska. Właśnie rozpoczynał się nowy rozdział w moim życiu...

______________________________________

UWAGA, ogłoszenia duszpasterskie: 
1. Era szaleńczego trybu dodawania rozdziałów tymczasowo dobiegła końca, ponieważ dokładnie za dwie godzinki idę odebrać naszą Marysię (legendarną blogową Mers), która to postanowiła mnie odwiedzić. Nie macie pojęcia jak się cieszę. Teraz właśnie widzę zalety założenia tego bloga, hyhy. 
2. Na 100% dodam jakiś rozdział, a może nawet kilka przez te dwa tygodnie. 
3. Na 100000% napiszemy razem jakiś schizowy dodatek z jednorożcami albo innymi głupotami. D: 
4. Przeczytałam cztery blogi w ciągu tygodnia i jestem z siebie dumna jak nigdy wcześniej. xD
5. Będę u Was wszystko komentować, np. jak Mery będzie się kąpać czy coś. xD ALBO będziemy komentować razem. :3 O, całkiem niezłe rozwiązanie. 
6. Przepraszam za tak krótki rozdział, ale chciałam skończyć w tym momencie. 
7.  I tak na koniec chciałam jeszcze napisać, że rzuciła mi się w oczy pewna akcja. xD 
I pomyślałam, że to całkiem niezłe rozwiązanie, bo osobiście nie rozumiem trochę tego informowania. xD Po cóż tyle spamić skoro można zaobserwować czyjegoś bloga i być na bieżąco? ;_; 
Także przepraszam, ale rezygnuję z informowania o nowych rozdziałach. 

Pozdrawiam serdecznie. :3

6 komentarzy:

  1. NIEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!
    No kurwa :(
    Tak jakoś smutno mi się zrobiło.
    Szkoda, że musiała wyjechać. Jakby Ci idioci nie mogli przenieść się do San Diego...
    Albo Naomi i Stanley mogliby pojechać z nimi.
    Wtedy byłoby pięknie.
    A teraz przejdę do pewnej sprawy...
    Tak dziewczynko, ja wiem, że mój mąż wygląda jak wygląda, ale trochę kultury! XD
    No, żeby tak się odzywać do Stevena Wielkiego Tylera?! XD
    Ale dobra, Maddie jest szczęśliwa, bo ma Joe. Joe jest szczęśliwy, że ma Maddie. A Steven jest szczęśliwy, bo ma mnie. A ja jestem szczęśliwa, bo mam Stevena. XD Widzisz? Teraz wszyscy są szczęśliwi.
    Ale tak na serio to Cię zabiję za to, że Naomi i Maddie się rozstały (nie ważne, jak to zabrzmiało).
    Rozdział zajebisty.
    Weny!

    Sorry za tamten komentarz, ale zrobiłam błąd i musiałam poprawić, bo przez to zdanie nie miało sensu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam do jutra beznadziejny Internet, ale mam xD Także komentuję!
    Z jednej strony smutno, z drugiej wesoło.. Yay sporo sie dzieje! Mam wielką nadzieję, ze Mad ułoży sobie życie w nowym miejscu, no. I baaardzo fajnie by było, jakby Nao do niej dołączyła! Walić Stana xD. Zajebisty rozdział, jak zawsze :D
    Pozdrów Mers, walić, ze nigdy sie nie zapoznałam z jej blogiem. Moze mnie kojarzy XDD
    Aha, dziękuję na kolanach za Twoje komentarze u mnie. <3

    Hugs,Rocky.

    OdpowiedzUsuń
  3. HAHA. A JA NIE BĘDĘ ROZPACZAĆ (NO MOŻE TROSZKĘ), ŻE MADDIE WYJECHAŁA!

    NO BO W KOŃCU JEST Z NASZYM ZAJEBISTYM POD KAŻDYM WZGLĘDEM ( W REALU, BO W MOIM OPOWIADANIU JEST CHUJEM) JOE!!!!!!!!!!!!!!!!! <3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3
    TYLKO TROSZKĘ SZKODA MI NAO. WALIĆ STANA.

    BIEDNE DZIECI. HAHAHAHAHAHAHHAHAHAHHHAHAHAHAHAHAHA, WIESZ, TO MNIE ROZJEBAŁO, JAK SOPHIE NAZWAŁA TYLERA MAŁPĄ. TAKI ZSZOKOWANY BIEDAK BYŁ. I FAKTYCZNIE WYGLĄDA JAK MALPA, ALE I TAK GO KOCHAM!

    MERS <3333333333333333333333333333333333 TĘSKNIE WIESZ???????????????????????????????????????????? I CIĘ KOCHAM!!!!!!!!!!!! <3<3<3
    A JAK CIĘ TU NIE MA, TO NIECH MADDIE CI PRZEKAŻE, OKEJ, MADDIE? :333333333

    WENY I POZDRAWIAM! <3333333

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ja nie nawidzę pożegnań. ;c Zawsze mi się kojarzą z piosenką: Dziś wasz ostatni (dziś wssz ostatni). Dzień w podstawówce (dzień w podstawowce). xD Whatever... Ale przynajmniej Maddie i Joe są szczęśliwi! :D I Steven, ale Steven to Steven. On z natury jest szczęśliwy. xD Co więcej mogę napisać? Po prostu standardowo -zajebisty rozdział. xD Weny! :3

    OdpowiedzUsuń
  5. zapraszam na zdrowo jebnięty Dodatek 5!

    OdpowiedzUsuń
  6. Smutne, wszędzie pożegnania. W tym rozdzialr pocieszają mnie tylko bezlitosne słowa dziewczynki na temat Tylera :D
    Co nie zmienia faktu, że jest bardzo dobry! ;))
    Sorki, ale padam na twarz xD
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń