8 lipca 2014

Rozdział 19 - Effrayer

"Nie w poz­na­niu leży szczęście, lecz w dążeniu do niego. " 
~ Edgar Allan Poe
18.10.1969.
    Naomi wpadła do mieszkania roześmiana i obładowana listami. Przekroczyła próg kuchni i pocałowała mnie w policzek na powitanie.
- List od Joe'go! - powiedziała podnosząc głos i machając mi kopertą przed twarzą. - Mogę otworzyć? - spytała, na co przytaknęłam. W końcu nie miałyśmy przed sobą żadnych sekretów... - Okej, czytam. - dodała i rozpakowała kopertę wyjmując z niej białą, zapisaną kartkę. - Kochana Madeleine, piszę do Ciebie już ostatni raz. Chciałbym Ci tylko przekazać, że 20 października przyjeżdżam do San Diego razem z kolegą - Stevenem. Jestem pewien, że się polubicie. Możesz zacząć się pakować. Jestem pewien, że spodoba Ci się nasze małe, nowe mieszkanie. Do zobaczenia, Joe.
- O Boże... - westchnęłam. - To już pojutrze! Dlaczego ten list przyszedł tak późno?
- Po prostu od ponad miesiąca nikt nie opróżniał skrzynki na listy. - odpowiedziała Naomi i zaczęła przeglądać pozostałą korespondencję. - O, list od rodziców!
- Naprawdę?! - zapytałam zdziwiona. Z tego co było mi wiadomo to od czasów naszej wyprowadzki do Stanów brunetka nie kontaktowała się z rodzicami. Rozstali się w napiętej atmosferze.
- Kilka razy do nich pisałam, ale przez trzy lata nie dostałam żadnej odpowiedzi... masz przeczytaj. - powiedziała i wręczyła mi kopertę. Otworzyłam ją leżącym obok mnie nożem i zaczęłam czytać. - Witaj, córeczko. Tutaj mama. Nie mam pojęcia od czego zacząć. Na sam początek powinnam Cię przeprosić za to, że nie pisałam i nie interesowałam się tym co u Ciebie słychać. Przepraszam. Jest mi strasznie wstyd z tego powodu. Jeśli chodzi o ojca to, wybacz mi tę szczerość, ale zakazał mi się z tobą kontaktować. Każdy list, który wysłałaś lądował potargany w koszu i nie miałam możliwości przeczytania go. Chciałabym jeszcze kiedyś Cię zobaczyć, dlatego błagam, odwiedź mnie w Mediolanie. Nie wiem czy masz pieniądze na bilet, powinnam Ci je wysłać, ale ojciec... sama rozumiesz, mam ograniczony dostęp do naszych środków. Jeżeli nie masz finansów to pożycz od kogoś, jak przyjedziesz to postaram się coś wykombinować i je oddasz. Henry wyjeżdża w delegację na początku stycznia i wróci dopiero w lutym, to będzie najlepszy czas, aby się spotkać. Jeszcze raz przepraszam, za wszystko. Kocham Cię, mama. 
Gdy skończyłam Naomi się rozpłakała. Od razu do niej podeszłam i przytuliłyśmy się najmocniej jak tylko było to możliwe. Sama też się wzruszyłam. Zdawałam sobie sprawę z tego jaki jest tata Nao, gdy byłyśmy małe zawsze opowiadała mi o tym jak na nią wyzywał, gdy dostała słabszą ocenę, albo kiedy nie posprzątała w pokoju. Chciał mieć córkę idealną, taką, którą mógłby chwalić się przed kolegami w pracy. Dziwiłam się, że jej matka do tej pory wytrzymywała z takim tyranem, jakim był ten człowiek.
- Pojedziesz tam? - spytałam, gdy brunetka się uspokoiła i siedziałyśmy na kanapie w salonie.
- Tak. A Ty wyjedziesz z Anthonym?
- Tak. Przepraszam, nie chcę Cię zostawiać, ale tak strasznie za nim tęsknię... - westchnęłam i zaczęłam przypominać sobie wszystkie piękne chwilę spędzone u boku Joe'go.
- Nie masz za co przepraszać. Doskonale Cię rozumiem, gdybym była na Twoim miejscu zrobiłabym to samo. Będziemy do siebie pisać, spotykać się najczęściej jak to możliwe... pamiętasz jak w wieku siedmiu lat urządziłyśmy sobie przysięgę przyjaźni? - spytała i obie się zaśmiałyśmy. - Napisałyśmy na listkach nasze imiona z dopiskiem "na zawsze przyjaciółki". Swoją drogą to nadal go mam! Tylko, że w kawałkach, bo uschnął i pokruszył się w drodze do San Diego.
- Mój został użyty jako przyprawa do pizzy. - odparłam i głośno się zaśmiałam na samo wspomnienie tego pamiętnego wieczoru, gdy robiliśmy z Joe kolację, a on myślał, że to majeranek. Swoją drogą to kto normalny trzymałby przyprawy w szafce obok łóżka? Inteligencja Anthony'ego czasami bywała zawodna.
Po niecałej godzinie rozmów i wspominania przeróżnych, dziwnych "przygód" z naszego dzieciństwa do domu wrócił Stanley, a ja postanowiłam, że pójdę odwiedzić Erin, Charlotte i całą resztę uroczej gromadki dzieci. Na dworze było dość chłodno więc zarzuciłam na siebie ciepły, kolorowy sweter i zaczęłam zmierzać w kierunku centrum miasta.

♥ ♥ ♥

    - O, Madds, witaj. - powitała mnie Gabrielle.
- Cześć, co słychać?
- A nic... wszystko w porządku. Charlie o Ciebie pytała...
- Tak? To ja może do nich pójdę. - powiedziałam i posłałam kobiecie uśmiech, po czym wyszłam z jej gabinetu i skierowałam się w stronę bawialni. Rozmowy było słychać już z końca korytarza. Gdy weszłam do sporych rozmiarów pokoiku zostałam "zaatakowana" przez Erin, Sophie, Charlotte i Camille. Przywitałam się z dziewczynkami, a już po chwili zostałam zbombardowana pytaniami typu "Co u Ciebie Maddie?", "Dlaczego tak długo Cię nie było?", "Dlaczego niebo jest niebieskie?".
- Madeleleine, a wiesz, że kilka dni temu pani Amanda nam puściła taką płytę takiego pana... - zaczęła Erin.
- Noo! On był super! I miał taki głos! Taki ładny! - dokończyła Sophie.
- I nazywał się Ernest Prisli, czy jakoś tak. - kontynuowała Camille.
- Hm, Ernest Prisli powiadasz... a to nie był czasami Elvis Presley? - spytałam udając zamyślenie i z trudem hamując się przed wybuchem śmiechu.
- A no tak! Coś mi się pomyliło. - westchnęła blondynka. - O! Maddie, a może pobawimy się w szkołę?
- Jasne. - odparłam. 
♥ ♥ ♥

    Było po godzinie piętnastej. Wracałam do domu przechadzając się szerokimi ulicami w centrum miasta, gdy nagle naprzeciwko mnie stanął nieznajomy mi mężczyzna, który mierzył mnie wzrokiem do góry do dołu i podejrzanie się uśmiechał. Czułam się co najmniej dziwnie i niekomfortowo. Mężczyzna był strasznie niski, miał krótkie siwe włosy i wyglądał na mniej więcej czterdzieści lat.
- Boże, cóż za okaz mi  zesłałeś, och, piękna, po prostu piękna. - westchnął i klasnął w dłonie. Nieśmiało się uśmiechnęłam, po czym facet złapał mnie za dłonie i pociągnął na pobocze.
- Przepraszam bardzo, ale kim pan jest? - spytałam po chwili.
- Och, czyli jednak nie jestem tak sławny jak mi się wydawało... nazywam się Karl Harrison, jestem stylistą, łowcą talentów i asystentem Maxwella Taylora - dyrektora jednej z najbardziej prestiżowych agencji modelek na świecie, jeśli panienka nie wie. A właśnie, może się przedstawisz?
- Nazywam się Madeleine Campbell.
- Pięknie, idealnie. Porywam Cię moja droga do szefa, musimy się tam czym prędzej dostać. Mam nadzieję, że nie masz żadnych innych zobowiązań? - zapytał i nie czekając na odpowiedź zaczął mnie prowadzić w nieznanym mi kierunku. Mówił w tempie milion pięćset  słów na sekundę o swoich podbojach w świecie mody i o szefie, który podobno jest geniuszem. Na dobrą sprawę to i tak go nie słuchałam, bo nie wyrabiałam się z przyswajaniem informacji. W tamtej chwili nawet nie przeszło mi przez myśl to, że Karl jest jakimś zboczeńcem, czy kimś w tym rodzaju. Nie odczuwałam żadnego strachu. Mężczyzna wydawał mi się całkowicie nieszkodliwy. Po jakimś czasie znaleźliśmy się przed wielkim budynkiem. Weszliśmy do środka, w ogromnym holu znajdowało się kilkanaście zabieganych osób z teczkami w dłoniach. Wszyscy byli pięknie i elegancko ubrani; panowie w garnitury, a panie w garsonki i wysokie szpilki.
- Nie przejmuj się moja droga, zrobimy z Ciebie gwiazdę w pięć minut. - oznajmił mój towarzysz.
To wszystko działo się tak szybko. Nawet nie zostałam poproszona o wygłoszenie opinii na temat tego wszystkiego. Karl działał za mnie. Miałam mieszane uczucia co do tego wszystkiego.
Zanim zdążyłam się obejrzeć byliśmy już w ogromnym, pięknie urządzonym gabinecie. Na tylnej ścianie były trzy okna, a pomiędzy nimi stały małe kwiatki w szarych doniczkach. Na środku pomieszczenia znajdowało się wielkie biurko w jasnym odcieniu brązu, a na czarnym fotelu siedział szczupły, starszy mężczyzna, o siwych, postawionych na żel włosach.
- Karl, może przedstawisz mi swoją towarzyszkę?
- Ach, tak, jasne, zapomniałbym. To jest Madeleine, uważam, że świetnie by się nadawała. - wyrecytował mężczyzna i posłał panu Maxwellowi miły uśmiech, którego oczywiście nie odwzajemnił.
- Czy ja wiem... wzrost, waga, wiek?
- Wzrost około stu siedemdziesięciu dwóch centymetrów, dwadzieścia lat, a jeśli chodzi o wagę to nie mam pojęcia.
-Hm, z resztą to i tak nie istotne. Figury idealnej nie masz, będzie trzeba schudnąć, wzrost może być, aczkolwiek jakaś wyjątkowo wysoka nie jesteś. Znasz jakieś języki? Francuski chociażby? - zapytał, po czym głośno westchnął.
- Tak, francuski, włoski, hiszpański, rosyjski, niemiecki. - odpowiedziałam, a mężczyzna tylko pokręcił się na krześle obrotowym i posłał mi niezbyt miłe spojrzenie.
- Niech będzie. Zrobimy kilka zdjęć, może coś z tego wyjdzie. - wymamrotał, w tym samym momencie do gabinetu weszła przeraźliwie szczupła kobieta z parującą kawą w dłoniach.
- Proszę. - powiedziała kładąc zielony kubek na biurku swojego szefa i wyszła.
Karl uprzejmie się do mnie uśmiechnął i wymownie spojrzał na drzwi. Pożegnałam się z panem Maxwellem krótkim "do widzenia" i opuściłam pomieszczenie, a Karl razem ze mną.
- Nie było źle. - oznajmił i poklepał mnie po ramieniu.
- Stwierdził, że jestem gruba i niska, serio, było fantastycznie... - odparłam bez ani nutki entuzjazmu.
- Oj nie martw się, zaraz Ci zrobimy sesję...
Znaleźliśmy się w ogromnym pomieszczeniu. Wszystkie ściany były białe, a podłoga czarna. Wszędzie poustawiane były lampy, kamery, a oprócz tego aż roiło się od nieznanych mi osób.
Nagle podszedł do nas strasznie wysoki brunet odziany w obcisłe lateksowe spodnie, różową bluzkę na ramiączkach i błyszczące, wypastowane pantofle. Na jego włosach krótkich, postawionych włosach spoczywała tona lakieru, a niezbyt ładną twarz ozdabiał puder i brokat. Wyglądał wręcz odpychająco i strasznie, że tak powiem, gejowsko.
- Witam, panie Harrison. Podstawowa sesyjka dla koleżanki, tak? - spytał i promiennie się do mnie uśmiechnął. Karl przytaknął ruchem głowy. Już po chwili byłam prowadzona wgłąb pomieszczenia. Czułam się strasznie nieswojo wśród tych wszystkich ludzi, ale starałam się to ukryć najlepiej jak potrafiłam.
- Kotku, proszę stań tutaj i spójrz na mnie, możesz się lekko uśmiechnąć. - powiedział mężczyzna. - Albo nie... jeszcze nie... Ashley, podtapiruj pani włosy i przypudruj nosek. - dodał i cicho zachichotał.
Po chwili obok mnie zjawiła się czarnowłosa kobieta. Zgrabnym ruchem nałożyła na moją twarz pokaźną warstwę pudru, a następnie natapirowała włosy i spryskała je lakierem. Nadal byłam zszokowana tym wszystkim, ale wiedziałam, że taka szansa to prawdziwy dar z nieba i nie mogę go zmarnować.
Sesja przebiegła względnie szybko. Po kilku minutach się rozluźniłam i zaczęłam pozować bez żadnego skrępowania. Josh - bo tak nazywał się mój fotograf stwierdził, że poszło wspaniale i jest zachwycony moimi zdjęciami. Pan Maxwell natomiast doszedł do wniosku, że mogło być lepiej i kazał mi przyjść następnego dnia  z samego rana.
Nadal zszokowana oraz szczęśliwa pomaszerowałam do domu, aby opowiedzieć wszystko Naomi...


_________________

Jakoś nabrałam ostatnio tempa w pisaniu rozdziałów... zbliżamy się do jednego z najcudowniejszych elementów opowiadania, więc pisze mi się naprawdę lekko, a co za tym idzie - szybko. :D 
Dziękuje za te 4000 tysiące wyświetleń. ;") Jesteście wielkie! 

6 komentarzy:

  1. JA KURWA, PIERDZIELE JOE PRZYJEŻDŻA I TO ZE STEVENEM!!!
    STEVENEM!!! ZE STEVENEM!!!
    Nie ważne, nie zwracaj na mnie uwagi. Na mnie i na moją chorobę psychiczną. XD
    Wiesz jak ja się kurde ucieszyłam, kiedy dowiedziałam się, że Perry wraca?
    Tylko trochę (jakie trochę?!) szkoda, że Maddie zostawia Naomi :(
    A teraz coś czego z początku nie ogarnęłam:
    Pierwsze co pomyślałam sobie na temat tego Karla to, to że to (ja pierdziele ile tego "to"?!) jakiś zboczony, mały, stary dziad z Teksasu. Dobra, oszczędźmy sobie to z Teksasu, bo nie pomyślałam tak. XD Samo tak jakoś mi się napisało, że z Teksasu.
    Ale dobra, dalej.
    W ogóle przez cały ten moment związany z byciem modelką, to ja takie coś:
    Eeeeeee...
    Więc już wiesz, jaka jest moja reakcja.
    Napierdzielasz z tymi rozdziałami, że ja nie nadążam. XD
    Ale dobrze, że dodałaś, bo chciałam coś sobie poczytać.
    Chujowy komentarz, zresztą jak zawsze.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreszcie Joe przyjeżdża! :D O Stevenie już nie wspomnę. xD Ejj a znajdziesz Stevenkowi jakąś towarzyszkę, prawda? :D Wiesz osobiście bardzo lubię Stanley'a (?), ale gdyby jednak postanowił zerwać z Naomi, to może ona by się jakoś tak poznała ze Stevensonem (hhaha) i później np. polubiła to nie byłabym w sumie tak bardzo zła. xD Ale dobra będzie jak tam napiszesz/napisałaś. Co do rozdziału to jak zawsze zresztą jest zajebisty. Myślę, że Meddie zostanie przyjęta do tej agenci, aczkolwiek wtedy musiałaby wyjeżdżać co jakiś czas na jakieś kastingi i wgl, nie znam się na tym. xD No a wtedy musiałaby opuszczać Anthony'ego (jak to bosko brzmi *o*). Ogólnie to jestem tak trochę sceptycznie nastawiona do tego nwm... pomysłu? xD Ale to chyba dlatego, że sama nie przepadam za tymi klimatami. A co to Karla to na początku myślałam to samo co Faith, no może bez Teksasu. xD To pozdrawiam i weny życzę i wgl. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. kurwa jak ty nas męczysz i męczysz xD!
    cudo powiem szczerze (bo kłamać nie będę :D!)
    potem ogarnę ładniejszy komentarz <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Joe! Tak, tak, tak! Wreszcie on, jak się cieszę, ah, nie wyobrażasz sobie! I na dodatek będzie ze Setevenem. Idealnie :3
    Mam też nadzieję, że u Naomi wszystko pójdzie dobrze u tej rodziny. Bo z tego co widzę, to troszkę nieciekawa sytuacja.
    Ale, Joe, no! Radość, czy coś xD
    Z tą agencją modelek to mnie potężnie zaskoczyłaś, powiem, całkiem szczerze. Pan Karl zaskarbił sobie moją sympatię. Tacy ludzie są odjechani xD Pan Maxwell raczej nie przypadł mi do gustu. Zadufany w sobie bisnesman. Phi. Ale ten gej xDD Lateksowe spodnie, niczym szanowny pan Axl Rose XD Nie, no serio, ciekawi mnie jak to będzie, więc ten tego, szybko lecę dalej czy coś.

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
  5. LIST OD JOE'GO! TAAAAAAAAAAAAAAAK! WRESZCIE ON! AHAHAHAHAHAH I BĘDZIE STEVENEK! <333333333333333333333 ZAJEBIŚCIE
    BIEDNA NAOMI. KŁÓTNIE ZE STANEM I TYLE PROBLEMÓW W DOMU. ALE MAM NADZIEJĘ, ŻE WSZYSTKO DOBRZE PÓJDZIE.

    KARL. FAJNIE, ŻE ZWRÓCIŁ UWAHĘ NA MADDIE.
    A TEN DRUGI, TO JAKIŚ PIERDOŁA. NIE MA IDEAŁÓW, KURWA NO I NIECH SIĘ ODPIERDOLI. ZADUFANY I LATEKS, NICZYM NASZ ROSE.,
    LECĘ DALEJ.
    :*********

    OdpowiedzUsuń
  6. Boziu, Joe wraca <333 O taaaaak... i Steven będzie, nananana xDD
    Czo to za Karl i Maxwell jakiś i ten Różowy brokacik???! WTF? :O Maddie będzie modelką? O ja cię idę czytać dalej...
    W ogóle to wybacz, że teraz komentuję, ale robię remont mojego pokoju i trzeba było dzisiaj rozłączyć internet ;__;
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń