- Witaj Perełko. - odezwała się po chwili krępującej ciszy.
- Dobry wieczór. - odpowiedziałam siląc się na opanowany i miły ton. - Jestem Madeleine. - dodałam po chwili.
- Janis.
- Boże, nie wierzę, że to się dzieje naprawdę, zawsze marzyłam o tym, żeby Cię spotkać. - powiedziałam podekscytowana, brzmiało to idiotycznie, ale w tamtym momencie nie zdawałam sobie z tego sprawy.
- Oj, kochana, miło mi to słyszeć. - Janis uśmiechnęła się do mnie promiennie, gdy spojrzałam w jej piękne, błyszczące oczy dostrzegłam, że jej źrenice są strasznie wielkie. Nie byłam tym ani trochę zdziwiona, wszyscy wiedzieli o tym jaki tryb życia prowadziła...
W tej samej chwili barman postawił przede mną szklankę piwa, wygrzebałam pieniądze z kieszeni i położyłam je na blacie.
- Przyjechałaś tu na Woodstock, prawda? - przytaknęłam. - Sama?
- Nie, skądże... Jest ze mną przyjaciółka oraz jej chłopak- odpowiedziałam.
- Pozdrów ich. - uśmiechnęłyśmy się. - Muszę się zbierać, trzymaj się, kochana. - powiedziała Janis, po czym przytuliła mnie na pożegnanie. Wydusiłam tylko krótkie "do zobaczenia" i ponownie usiadłam na taboreciku. Byłam oszołomiona, ale jednocześnie szczęśliwa, śmiałam się sama do siebie i nie wiedziałam co mam zrobić. Spotkałam Janis Joplin, rozmawiałam z nią, przytuliła mnie. To wydawało mi się wręcz niemożliwe. Miałam ochotę skakać i krzyczeć z radości.
Postanowiłam wracać do Naomi i Stanleya, bo w barze było coraz nieprzyjemniej. Co chwilę zaczepiali mnie jacyś pijani faceci, a na moich oczach rozgrywały się drastyczne bójki. Podniosłam się z taboretu i skierowałam się w stronę wyjścia.
Droga do samochodu nie należała do przyjemnych, tym bardziej, że kilka razy skręciłam w złą alejkę i znalazłam się w kompletnie nie znanym mi miejscu. W końcu jednak udało się, zobaczyłam w oddali auto i kilka osób siedzących przy ognisku. Przeszłam tamtędy szybkim krokiem zwracając na siebie uwagę chłopaków, których poznaliśmy poprzedniego dnia. Dookoła nich było porozrzucane mnóstwo butelek, woreczków, strzykawek, pudełek po papierosach i innych śmieci. Gdy chciałam wejść do samochodu niespodziewanie naprzeciwko mnie zjawił się jeden z tych facetów, chyba Joseph. Ledwo co utrzymywał się w pionie, cały czas bełkotał coś o tym, że na mnie czekał, później zaczął przeklinać, a ja marzyłam jedynie o tym, aby znaleźć się w bezpiecznym łóżku. Nagle ręce długowłosego chłopaka znalazły się na mojej talii i przyciągnęły moje ciało do jego maksymalnie blisko, byłam bliska płaczu. Najgorsze było to, że jego koledzy nawet tego nie zauważyli i cały czas byli pogrążeni w swoich mało inteligentnych, pijackich rozmowach.
- Zostaw mnie... - wymamrotałam i chciałam odepchnąć od siebie chłopaka, ale było to niemożliwe, był o wiele silniejszy, mimo tego, że zapewne wlał w siebie mnóstwo alkoholu.
- Współpracuj, kochanie. - wybełkotał i złapał mnie za nadgarstki tak mocno, że usłyszałam jak chrupią mi kości. Próbowałam się wyrwać, ale nic mi to nie dało. Po moim policzku popłynęła pierwsza łza, a po chwili następne. Joseph zaczął się śmiać i przeniósł swoje dłonie na moje plecy rozpinając moją sukienkę, zaczęłam krzyczeć i wołać o pomoc...
W końcu z samochodu wyszedł zaspany Stanley, dziękowałam Bogu za to, że się pojawił póki nie było za późno. Blondyn szybko do nas podbiegł i uderzył Josepha w twarz w wyniku czego wylądował na ziemi.
- Maddie, nic ci nie jest? - spytał troskliwym tonem. Pokręciłam przecząco głową.
- Hej, kolego! Co tu się dzieje?! - spytał jeden z facetów siedzących przy ognisku, Stan pokazał mu środkowy palec i weszliśmy do samochodu. Byłam roztrzęsiona. Pierwszy raz w życiu znalazłam się w takiej sytuacji. Natychmiast podeszła do mnie Naomi i mocno mnie przytuliła. Mimo wszystko nie chciałam robić z siebie ofiary, bo na dobrą sprawę nic się nie stało więc tylko podziękowałam Stanleyowi, wskoczyłam na fotel i zasnęłam...
16.08.1969.
Był drugi dzień festiwalu, czyli ten najbardziej przeze mnie wyczekiwany, ze względu na wystąpienie Jefferson Airplane, Grateful Dead i kochanej Janis. O spotkaniu, które miało miejsce poprzedniego dnia opowiedziałam mojej przyjaciółce w drodze pod scenę, Stanley poznał wczoraj jakiś ludzi i cały koncertowy czas spędzał z nimi. Było to dla mnie nieco niezrozumiałe, ale cóż, jak kto woli. Wracając do tematu... opowiedziałam Naomi o spotkaniu Janis, oczywiście prawie zabiła mnie z zazdrości, ale gdy przekazałam jej pozdrowienia nieco się uspokoiła.
- Poczekamy sobie trochę... - wymamrotała Nao.
- Nie narzekaj, przynajmniej mamy świetne miejsce.
Bycie niemalże pod samą sceną wymagało sporego poświęcenia, musiałyśmy zjawić się tam dość wcześniej i czekać na pojawienie się artystów kilka godzin.
Niedługo później na scenie zaczęli pojawiać się pierwsi artyści. Jeśli mam być szczera to połowy z nich nie kojarzyłam, ale utwory jakie prezentowali bardzo mi się podobały. Byli to między innymi Quill, Country Joe McDonald, Santana. Następnie półgodzinny występ zaprezentował zespół Incredible String Band, który wykonał A Very Cellular Song, Painting Box, October Song, Air, My Name Is Death, po czym wystąpiły dwa zespoły, których nazw nie pamiętam.
Około godziny dwudziestej drugiej na scenie pojawił się długo wyczekiwany Grateful Dead. Jerry Garcia przywitał publiczność czemu towarzyszył wielki aplauz. Muzycy ustawili się na swoich miejscach i zaczęli swój wspaniały koncert. Zaprezentowali piosenki takie jak Sitting On Top of the World, Morning Dew, Cream Puff War.
- Jestem w raju... - krzyknęła Naomi prosto do mojego ucha.
- Ja też. - odpowiedziałam, po czym obie się zaśmiałyśmy.
Niestety podczas wykonywania utworu Turn On Your Love Light wzmacniacze uległy awarii i Greateful Dead musieli opuścić scenę. Byłam trochę zawiedziona, ale mimo wszystko cieszyłam się, że mogłam zobaczyć niemal dwugodzinny koncert.
Po występie Creedence Clearwater Revival na scenie pojawiła się kochana, najwspanialsza Janis Joplin wraz z The Kozmic Blues Band. Wraz z Naomi zaczęłyśmy tańczyć, skakać, szaleć i śpiewać razem z naszą ulubioną wokalistką oraz setkami tysięcy zupełnie obcych nam osób. To była taka piękna chwila. Cudowna atmosfera. Noc, niebo oświetlone milionami gwiazd i jedna, najjaśniejsza z nich kilka metrów od nas.
Gdy Janis opuściła scenę zrobiło mi się trochę smutno. Wiedziałam, że być może już nigdy nie zobaczę jej na żywo. Dla mnie ten koncert mógłby nie mieć końca...
Jefferson Airplane z Grace Slick na czele również dał przysłowiowego czadu. Zagrali większość utworów z płyty Crown of Creation, po czym kolejny dzień festiwalu dobiegł końca. Wraz z Naomi przez ponad dwie godziny przepychałyśmy się do wyjścia. Większość osób spała pod sceną więc nie należało to do łatwych zadań, ale w końcu się udało. W samochodzie siedział już Stanley, pocałował Naomi w policzek na powitanie i przybił mi piątkę. Byliśmy wykończeni. Bez żadnych rozmów położyliśmy się spać. Jak to miałam w zwyczaju położyłam się na przednim fotelu i zasnęłam w mgnieniu oka.
♥ ♥ ♥
- Nareszcie Maddie, ile można spać?! - powitała mnie Naomi z samego rana.
Omiotłam wzrokiem pomieszczenie, Stanley jak zwykle gdzieś wyparował.
- Jakby coś to Stan gdzieś poszedł, ja dzisiaj nie mam zamiaru nigdzie iść, nie ma żadnego wykonawcy, którego lubię... - wymamrotała brunetka.
- A Jimi Hendrix? - spytałam podejrzliwie.
- Oj, zapomniałam. Po prostu mam już dosyć tego festiwalu. Stanley doprowadza mnie do szału. Przyjechał tutaj z nami, a nie spędza przy nas ani chwili.
- Nao, jesteście ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę, nawet pracujecie w jednej restauracji... Daj mu trochę odpocząć, jeszcze tylko jeden dzień, później wszystko wróci do normy. Poza tym taki festiwal zdarza się raz na nie wiem ile, ale powinnaś się cieszyć, że na nim jesteś, a nie psuć sobie humor przez Stanley'a.
- Maddie, niczego nie rozumiesz... zastanawiam się czy nie lepiej by było, gdybyśmy się rozstali. - powiedziała i spojrzała mi prosto w oczy.
- Nawet tak nie mów. Jesteście dla siebie stworzeni.
- Stworzeni dla siebie? Czy ty naprawdę nie widzisz tego co się dzieje pomiędzy nami? Już nawet nie potrafimy normalnie rozmawiać.
- Myślę, że powinnaś z tym poczekać, to poważna decyzja. A teraz mów co chciałabyś dzisiaj robić!
- Najchętniej to zostałabym tutaj i czekała na to, aż wrócimy do domu. - odpowiedziała i położyła się na tylnym siedzeniu. Westchnęłam pod nosem i postanowiłam, że również zostanę w aucie. Gdy wyjrzałam przez okno i zobaczyłam tłumy osób doszłam do wniosku, że i tak nie uda mi się zająć żadnego satysfakcjonującego miejsca i będę się męczyć gdzieś "na tyłach" z ograniczonym widokiem, a właściwie to bez żadnego widoku. Poza tym moje ulubione zespoły już widziałam, rozmawiałam z Janis Joplin, a to wystarczająco mnie uszczęśliwiało...
________________
Taa, dużo dzisiaj przeczytałam... aż trzy blogi, znaczy się jednego bloga i dwa rozdziały. xD ;-;
Dostałam nagłego przypływu weny twórczej i nie mogłam się oderwać od Worda. Nawet napisałam już cały 19 rozdział. Duma rozpiera me serce. D:
Jakby coś to we wcześniejszym poście jest informacja, jakby to kogoś interesowało. xD
Dziękuję Ci Merka za ten artystyczny spam. ;')
Jutro pod nóż idzie Faith, Estranged oraz Kate Stewart. xD Przygotujcie się na moje nieogarnięte i idiotyczne komentarze. D:
Wiedziałam, że to Janis albo Joe! Bardziej miałam nadzieję na tę drugą osobę, ale mówi sie trudno. xD Ale oni się jeszcze spotkają, prawda? Błagam powiedz, że tak. (Przepraszam za tak ograniczony komentarz, ale mój mózg po 2 zaczyna się buntować. xD)
OdpowiedzUsuńHa! I co? I co?
OdpowiedzUsuńJa od razu wiedziałam, że to Janis Joplin tam siedzi.
Na klęczki! Już! XD
Ty weź ja jeszcze sobie na wół śpię, a Ty mi tu z nowym rozdziałem wyjeżdżasz.
Oczywiście musiałam przeczytać i zobaczyć czy miałam racje.
Okazało się, że tak. Zresztą jak zawsze. XD
Ale dobra, skończmy o mnie pieprzyć.
NAOMI NIE MOŻE ROZSTAĆ SIĘ ZE STANLEYEM!!!
Rozumiesz?
Przecież oni są taką piękną parą.
Ech, muszę iść się ubrać, bo nie mogę siedzieć całego dnia w piżamie.
Weny!
O kurde, dzisiaj ja... Czekam na komentarz.
Ah, zazdroszczę Maddie tego spotkania <3 jakie fajne rzeczy tu się zdarzyły. Poza tym pijanym kolesiem, no i tym, co powiedziała Naomi :C To ostatnie było smutne i mnie zaskoczyło. Powinni raczej na spokojnie porozmawiać ze Stanem. Na początku właściwie nie żywiłam sympatii do tego chłopaka, ale teraz myślę, że jest on w porządku, a związek jego i Naomi przeżywa po prostu ciężki kryzys.
OdpowiedzUsuńAle jest Woodstock, jest tak cudownieee <333 Swoją drogą, piękne dodałaś zdjęcia z tego festiwalu ;))
Buziaki ;***
Wiedziałam, że to nie będzie Joe. Jeśli mam być szczera to nawet mi przez myśl nie przeszło, że to może być Janis. Obstawiałam raczej rodziców, albo jakiś przyjaciół z dawnych lat, a tu proszę, taka niespodzianka.
OdpowiedzUsuńNaomi mogłaby rozstać się ze Stanleyem. Po co mają być ze sobą skoro nie mogą się dogadać i nie potrafią tego naprawić. Zaczęło się między nimi psuć jak Maddie wyszła ze szpitala odwykowego, tak? Jeśli mam rację to te kłótnie trwają ponad pół roku, więc...?
Doskonale opisałaś przebieg koncertu, wszystko jest tak jak być powinno.
Szkoda tylko, że dziewczyny nie mają zamiaru iść poszaleć w ostatni dzień. W końcu taki Woodstock to coś wspaniałego. ;)
Czekam na kolejny rozdział. Z resztą to i tak mi już zaspoilerowałaś, ale może jakieś ciekawe szczegóły będą. xD
A myślałam, że to będzie Joe. Ale... Janis to jeszcze lepiej :D kurde tyle wygrać.
OdpowiedzUsuńCi faceci od początku byli podejrzani. Dobrze, że Stan któremuś walnął w łeb. Prawidłowo.
Żal mi Nao , no :c ale rozumiem trochę Stanleya. Tylko, że... nie iść na Hendrixa ?! Jak można xD
Hugs, Rocky.
JANIS! JA MYŚLAŁAM, ŻE TO JOE BĘDZIE, ALE KIT.
OdpowiedzUsuńCI FACECI! I PRAWIDŁOWO, ŻE STAN KTÓREMUŚ PRZYPIERDOLIŁ W ŁEB.
Szkoda mi Nao, ale Stana też rozumiem.
JAK MOZNA NIE IŚĆ NA HENDRIXA? XD
Lecę dalej!
Kurwa, zapieprzasz z tymi rozdziałami!