5 lipca 2014

Rozdział 17 - Peace, love, happiness

13.08.1969. 

    Obudziło mnie COŚ przygniatające moje ciało swoim ciężarem. Niechętnie otworzyłam oczy i ujrzałam roześmianą Naomi.
- O matko, nie mogę oddychać! Co za ciężar... - wymamrotałam i zaczęłam się śmiać.
- Ej, niedawno mówiłaś, że nie jestem gruba! - oburzyła się brunetka.
- Bo nie jesteś. - odparłam i szybko podniosłam się z łóżka w wyniku czego zakręciło mi się w głowie i runęłam całym ciałem na podłogę. Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło i wybuchnęłam głośnym śmiechem. Kątem oka zerknęłam na zegarek, który wskazywał szóstą rano. Spanikowałam. Zaczęłam przeszukiwać szafę, a konkretniej to wyrzuciłam całą jej zawartość na podłogę i dopiero wtedy udało mi się znaleźć odpowiednie ubrania na długą podróż, która nas czekała. Popędziłam do łazienki, naszykowałam się i z poślizgiem wbiegłam do pokoju.
- Kurde, cztery minuty. Gratulacje. - powiedziała Naomi. - To jak? Idziemy? - spytała po chwili.
- Oczywiście!
Wyciągnęłam spod łóżka walizkę, do której wszystkie niezbędne rzeczy spakowałam już kilka dni temu i wyszłyśmy przed dom, gdzie czekał na nas Stanley.
- Nareszcie.... - wymamrotał i wsiadł do samochodu. Poszłyśmy w jego ślady. Usiadłam na siedzeniu tuż obok chłopaka, a brunetka rozsiadła się z tyłu.
- Kierunek  Woodstock. - powiedział chłopak, który pierwszy raz tego dnia się uśmiechnął, a ja martwiłam się o to jak uda mi się wysiedzieć ponad dobę w samochodzie. Targały mną tak niesamowicie ogromne emocje, że miałam ochotę przytulić każdą osobę w pobliżu i wykrzyczeć całemu światu, że kocham wszystko i wszystkich.

wiele godzin później...
- Falling in love with you... - mamrotałam pod nosem i bawiłam się włosami z głową przyklejoną do szyby.
Wszyscy byliśmy już wykończeniu podróżą do Nowego Jorku. Stanley musiał "rozszerzać" oczy zapałkami, ponieważ nie był w stanie utrzymać powiek, Naomi machała obcym ludziom, którzy albo ją ignorowali, albo pokazywali środkowy palec, a ja albo śpiewałam, albo opowiadałam swoje kompromitujące przygody z dzieciństwa, aż w końcu zasnęłam...
Ze snu wybudził mnie Pan Melon - pluszak należący do Nao, którego zabierała dosłownie wszędzie i który kilka sekund wcześniej wylądował na mojej twarzy.
- Co się stało? - spytałam pół przytomnym tonem.
- Już prawie jesteśmy! - odpowiedział mi Stanley.
Od razu się rozchmurzyłam. Wyjrzałam przez okno, ale widoczne były tam tylko jakieś lasy i farmy. W końcu byliśmy na obrzeżach Nowego Jorku, a nie w centrum.
Po niecałych dwudziestu minutach Stan zaparkował samochód na jakiejś polance, gdzie przebywała niemała grupka ludzi. Wyszliśmy z auta i podeszliśmy do naszych "sąsiadów".
- Witamy. - odezwał się jeden z nich; długowłosy, brodaty i przeraźliwie chudy chłopak.
- Cześć. - odpowiedzieliśmy prawie jednocześnie. - Mam na imię Stanley, a to moja dziewczyna Naomi i przyjaciółka Madeleine. - dodał Stan.
- Miło mi Was poznać. Ja mam na imię Christopher, a to William, Bruce, Michael, Jim, Kendal, Joseph, Keaton i Richard. - powiedział po kolei wskazując dłonią wszystkich swoich towarzyszy. Na dobrą sprawę to i tak nikogo nie zapamiętałam, bo byłam zbyt podekscytowana więc słowa chłopaka nie za bardzo do mnie docierały. Postanowiłam, że czym prędzej pójdę spać, w końcu następny dzień miał być obfity w cudowne zdarzenia.
Pożegnałam się ze wszystkimi i powędrowałam do flower-power busa. Położyłam się na kanapie i okryłam ciało kocem. Zasnęłam w mgnieniu oka.

    Nazajutrz obudziły mnie promienie słońca, które maltretowały moje zaspane oczy. Podniosłam się z łóżka, omiotłam spojrzeniem pomieszczenie, ale nikogo w nim nie było. Spojrzałam na zegarek - była jedenasta przed południem. Zdziwiłam się, bo nigdy nie zdarzało mi się tak długo spać. Postanowiłam się naszykować, podniosłam się z kanapy, a po chwili wylądowałam na podłodze, bo o coś się potknęłam. Tym czymś okazała się Naomi, która spała na podłodze tuż obok Stanley'a.
- Ałaaa... - wymamrotała, a ja posłałam jej przepraszające spojrzenie, którego z resztą nie zauważyła, bo zdążyła ponownie zasnąć. Ja natomiast wyciągnęłam z torby krótką, kwiecistą sukienkę i poszłam na miejsce kierowcy, aby się przebrać...
Później przez ponad godzinę siedziałam przy oknie i przyglądałam się ludziom, których zdążyła zebrać się już cała masa.
- Maddie, nudzi mi się. - wybełkotała Nao.
- To chodź się przejść... - zaproponowałam.
Wybrałyśmy się na spacer po okolicy. Zawędrowałyśmy aż do jakiegoś małego lasku, w którym ciągle prześladowały nas komary, pająki i inne okropne owady. Później przysiadłyśmy na pobliskiej polance dzieląc się swoimi emocjami związanymi z koncertem. Wiadomo, że najbardziej wyczekiwałam pojawienia się na scenie Janis Joplin, ale z tego co słyszałam moja idolka miała wystąpić dopiero w nocy za dwa dni.
- Madeleine, może pójdziemy zająć sobie jakieś porządne miejsce? Później zapewne wylądujemy na szarym końcu i nie będziemy nawet niczego widzieć...
- Okej, tylko co ze Stanleyem?
- Nie martw się, trafi. - odparła brunetka, po czym podniosłyśmy się z trawy i wyruszyłyśmy. Udało nam się przepchnąć przez tłum i znalazłyśmy się prawie pod sceną. Nasza dzisiejsza radość nie znała końca. Zachowywałyśmy się tak jakbyśmy były co najmniej nadpobudliwe lub nienormalne, mimo że scena nadal była pusta.
- Kiedy to się w końcu zacznie...? - spytała Nao. Niemalże w tym samym momencie na scenie pojawił się Richie Havens, czemu towarzyszył aplauz wszystkich zgromadzonych. Mężczyzna był naprawdę wysoki, prawdopodobnie miał niemal dwa metry wzrostu. Uśmiechnęłam się do mojej przyjaciółki, po czym zaczęłyśmy tańczyć, śpiewać, skakać i robić wszystko co tylko było możliwe. Richie wykonał Handsome Johnny, Morning, Morning, Just like a woman i kilka innych utworów z płyty Mixed Bag, po czym zniknął. Później na scenie pojawił się starszy pan o pseudonimie Swami Satchidananda, który wygłosił przemówienie otwierające najcudowniejszy festiwal na świecie pod hasłem "Peace, Love and Happines". Po nim wystąpili jeszcze Sweetwater, Bert Sommer, Tim Hardin. Razem z Naomi bez przerwy szalałyśmy pod sceną i nawet zapoznałyśmy się z kilkoma bardzo uprzejmymi osobami.
Po występie Tim'a zaczął padać deszcz, mimo to Ravi Shankar zaszczycił wszystkich półgodzinnym występem, który mimo warunków atmosferycznych wyszedł wspaniale. Około pierwszej w nocy na scenie pojawiła się Joan Baez, która była w ciąży...
Mniej więcej o godzinie drugiej  pierwszy dzień festiwalu dobiegł końca. Nawet nie byłam aż tak bardzo zmęczona. Ludzie zaczęli sie rozchodzić, a ja odkryłam, że obok mnie nie ma Naomi. Pomyślałam, że zapewne tłum gdzieś ją porwał, a teraz jest już w drodze do samochodu. Ja natomiast postanowiłam, że pójdę się przejść, bo ani trochę nie chciało mi się spać i stwierdziłam, że tylko będę się męczyć leżąc w łóżku.
Szłam przed siebie jakąś godzinę zanim dotarłam do jakiegoś cywilizowanego miejsca. Przechadzałam się wąskimi uliczkami i wpatrywałam się w twarze wszystkich mijanych przeze mnie ludzi nie zdając sobie sprawy z tego, że jest to nieco niegrzeczne. Gdy przechodziłam obok jednego z barów postanowiłam na chwilkę tam wstąpić. Atmosfera była wręcz odpychająca. Wszędzie unosił się dym papierosowy, na krzesłach siedzieli starzy, pijani mężczyźni, a przy barku paru młodych facetów i jakieś kobiety. Dojrzałam tam dwa wolne miejsca więc szybkim krokiem zaczęłam iść przed siebie. Usiadłam na małym taborecie i zamówiłam piwo.
Gdy w moją stronę odwróciła się osoba siedząca obok mnie byłam bliska omdlenia. Ujrzałam tę piękną i znajomą twarz tuż koło mnie. Nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę...
___________________________
Ok, mamy piątą rano. xD Taki ze mnie ranny ptaszek. ;_; 
Postanowiłam, że skoro już się obudziłam to coś naskrobię i w taki właśnie sposób powstał powyższy rozdział. Kompletnie mi się nie podoba, ale nie miałam pojęcia jak inaczej go napisać. Nie mam pojęcia jak to wygląda z długością, bo pisany na tablecie. -.- 

Dziękuje za komentarze pod dodatkiem. W ogóle to jesteście wredne. xD Ja chciałam, żeby to było takie poważne, a Wy co?! XD To nie było śmieszne, a wręcz pogrzebowo nieśmieszne. xD
No to 10 lipca powracam i rozdziały będą ukazywać się regularnie, a tymczasem pozdrowienia ze słonecznej Kalifornii! :D 
Ps. Postanowiłam zmienić nazwę bloga. Nadal jest to "Czyń miłość, nie wojnę" tylko, że w języku włoskim, bo brzmi tak... ładniej? Może być? :D

5 komentarzy:

  1. HYYYYY!!!!!!!
    JA JESTEM KURDE PEWNA, ŻE TO JOE TAM SIEDZI KOŁO NIEJ!!!!
    ALBO TO NADZWYCZAJ URODZIWY STEVEN TYLER, NA KTÓREGO WIDOK KOBIETY MDLEJĄ
    (to już mniej prawdopodobne z tym Stevenem)
    Hmm...( tak ta część będzie już z małych liter) Ale nie jest powiedziane, że to facet... Więc...?
    To może być Janis Joplin!
    Albo... nie wiem.
    Ha! Ja dzisiaj wstałam o 10, też ze mnie ranny ptaszek. XD
    Mi się tam podoba :)
    Pisz szybciej, bo ja MUSZĘ wiedzieć.
    Ojej dziękuję za pozdrowienia.
    No to ja też Cię pozdrawiam z mojego domu, w którym taki przeciąg, że okno mi się zamyka (komuś chciało się otworzyć balkon). XD
    Nazwa... Tak, tak jest ładnie.
    To ja idę otworzyć okno...
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkiem miły, przyjemny rozdział. No i na koniec oczywiście zagadka. Ah, to na pewno Joe! No bo kto? W sumie to znalazłabym inne propozycje, ale i tak jestem przekonana, że to Perry <3
    Mam nadzieję, że Ci się podoba w Kalifornii, szczęściaro ;D
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  3. Umarłam na parę tygodni przepraszam Maddsss :cc

    W każdym razie:
    CO TAK KRÓTKO >:C
    Jak mogłaś, obrażam się bo ja chcę już Joe... (sorki koniec z ogarniętymi i literackimi komentarzami xD)
    Zgadzam się z Kate, że to bardzo przyjemny rozdział... taki troszkę... wiesz szarpiący nas za emocje i cierpliwość >:C
    BO JA CHCĘ JUŻ JOE ;___;
    Zaraz zaraz....
    tam na końcu!
    tak to będzie Joe B]

    XOxOXOXO

    OdpowiedzUsuń
  4. Ghh!!! Czy to Dżo ?!??! To musi być on. Musi!
    A tak w ogóle to wybacz za brak komentarzy ode mnie, ale nie było mnie przez dwa tygodnie. Ale już jestem.
    Woodstock :3 kurde zazdroszczę Maddie. Eh u będzie jeszcze Janis.... lecę dalej xD

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
  5. jESTEM! WRÓCIŁAM NIECO WCZEŚNIEJ! <3333333333

    CHCIAŁAM POINFORMOWAĆ, ŻE CZYTAŁAM NA KOMÓRCE, KTÓRA NIE MA FUNKCJI KOMENTOWANIA I JA WIEM, ŻE TO JANIS, ALE W PIERWSZYM MOMENCIE BYŁAM KURWA PEWNA NA MILION PROCENT, ŻE TO JOE TAM BEDZIE SIEDZIAŁ!

    TEŻ BYM CHCIAŁABYĆ NA WOODSTOCKU, JAK NAO I MADDIE!

    DOBRA, LECĘ DO KOLEJNEGO ROZDZIAŁU!

    ESTRANGED TU BYŁA I ŚLAD PO SOBIE POZOSTAWIŁA! <3

    OdpowiedzUsuń