"Trzeba zaczynać od najskromniejszego szczęścia. Wówczas przychodzi częściej. "
~ Erich Maria Remarque
Wpadłam do domu jak strzała i pierwsze kroki skierowałam do kuchni, aby znaleźć nóż, albo jakieś inne narzędzie, którym mogłabym otworzyć nieszczęsną kopertę. Myślałam, że serce wyskoczy mi w piersi, gdy tylko ujrzałam moje nazwisko i napis "Anthony Pereira" oraz nieznany mi adres na drugiej stronie. Siliłam się na opanowanie, aby nie zrobić sobie krzywdy jednak w takiej chwili było nie niemożliwe. Tak długo czekałam na jakiś znak z jego strony... Gdy po przeszukaniu każdej szafki w końcu znalazłam przedmiot, który mnie interesował zaczęłam otwierać kopertę...
" Kochana Madeleine!
Mam nadzieję, że nie gniewasz się za to, że tak długo nie pisałem. Jeśli tak jest to oczekuję wybaczenia i zrozumienia z Twojej strony. Nawet nie wiesz jak mi bez Ciebie ciężko. Właściwie to może wiesz, być może przeżywasz dokładnie to samo co ja teraz? A może ułożyłaś sobie życie z kimś innym? Błagam, napisz mi co u Ciebie słychać, bo oszaleję jeśli nie będę miał pewności, że wszystko u Ciebie w porządku.
Nie mam pojęcia czy choć trochę Cię to interesuje, ale wraz z Tomem i Stevenem (jestem pewien, że niedługo go poznasz, na pewno się polubicie) próbujemy założyć zespół. Jak na razie nie wychodzi nam to zbyt dobrze, ale liczą się dobre chęci, czyż nie?
Strasznie mi Ciebie brakuje. Twojej pięknej twarzy, którą mogłem podziwiać całymi dniami, tego jak mnie upominałaś, gdy "powiedziałem brzydkie słowo", gdy wyzywałaś mnie od erotomanów i lądowałem na podłodze, a nawet Twojego zbyt dużego przywiązywania wagi do porządku...
Obiecuję, że niedługo Cię odwiedzę, a wtedy zostaniesz uprowadzona i siłą zaciągnięta do Bostonu. Czy wspominałem już o tym jak bardzo Cię kocham? Chyba nie...
Kocham Cię, Madeleine, najbardziej jak tylko się da.
Pozdrawiam, Joe. "
Czytając ten list cały czas miałam świeczki w oczach. Postanowiłam nie odkładać niczego na później więc szybko przeszukałam mój pokój i w końcu znalazłam czystą kartkę papieru i długopis. Rozsiadłam się na fotelu w salonie i zaczęłam pisać te wszystkie bzdury.
" Witaj Joe.
Niezmiernie mi miło, że napisałeś. Gdybym tylko wcześniej miała Twój adres to zapewne nie mógłbyś odpędzić się od listonosza, który non stop przynosiłby Ci listy ode mnie.
U mnie wszystko w porządku. Jestem wolontariuszką w domu dziecka, nie zdajesz sobie sprawy z tego ile radości daje mi opieka nad dziećmi. Niedawno dowiedziałam się, że mam siostrę, małą, uroczą Cassandrę. Jest prześliczna! I ma takie same oczy jak ja!
Jedynym problemem mogłaby wydawać się okrutna tęsknota za Tobą. Mimo to cieszę się, że Ci się układa, trzymam kciuki, aby zespół się rozkręcił.
Kocham Cię, Maddie. "
Schowałam list do torebki i w powolnym, wręcz ślimaczym tempie opuściłam mieszkanie. Z mojej twarzy nie znikał uśmiech. Nie potrafiłam się nie uśmiechać, w tamtej chwili byłam zbyt szczęśliwa.
Po niedługim czasie doszłam na pocztę. Zakupiłam kopertę i znaczek, po czym starannie zapakowałam i zaadresowałam list.
Nieopodal poczty znajdował się sklep spożywczy. Wygrzebałam z torby kilka drobniaków i kupiłam kaszę. Następnie powędrowałam do parku, aby nakarmić gołębie. Przysiadłam na ławce, a już po chwili dookoła mnie zjawiła się cała gromada głodnych ptaków, znalazł się nawet przystojny chłopak, który usiadł obok mnie i bez żadnego skrępowania się we mnie wpatrywał. Starałam się tym nie przejmować, jednak kiedy kasza się skończyła, a gołębie gdzieś odfrunęły byłam zmuszona na niego spojrzeć.
- Jestem Laurent, miło mi Cię poznać.
- Madeleine, mi również miło. - odpowiedziałam i przyjrzałam się twarzy mojego towarzysza. Miał długie blond włosy, które były mniej więcej takiej długości jak moje, miał delikatne rysy i był strasznie szczupły.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci moja obecność, hm? - Laurent potrząsnął głową w wyniku czego jego blond włosy zasłoniły mu niemalże całą twarz.
- Nie, skądże. - odparłam starając się nie wypaść zbyt sarkastycznie.
Laurent przysunął się bliżej mnie i posłał mi uprzejmy uśmiech spod kurtyny mieniących się włosów.
- Nie jesteś amerykanką, prawda? - spytał po chwili.
- Skąd takie przypuszczenia?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. - pouczył mnie i z delikatnym uśmiechem na mnie spojrzał.
- Wybacz. - zaśmiałam się z całej sytuacji i kontynuowałam. - Mój tata był Włochem, jego rodzice również, a mama amerykanką, druga babcia Francuzką, a dziadek Brytyjczykiem, także ciężko to określić. Czy teraz odpowiesz na moje pytanie?
- Masz dziwny akcent, trochę dziwny... i śmieszny. - powiedział i zaśmiał się, zapewne z miny, którą zrobiłam.
- Znamy się pięć minut, a ty już mnie obrażasz? - spytałam udając oburzenie.
- Wcale Cię nie obrażam! Poza tym połączenie Twojego dziecinnego głosu z włoskim akcentem jest bardzo urocze.
- Teraz jeszcze twierdzisz, że mam dziecinny głos? - zaśmiałam się kpiąco. - Ty za to brzmisz jak Robert Plant.
Laurent spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami i uśmiechnął się.
- To chyba dobrze, nie sądzisz? Podobno wszystkie kobiety wręcz gotują się, gdy go słyszą.
Później przez ponad pół godziny rozmawialiśmy, śmialiśmy się i żartowaliśmy. Atmosfera była wprost cudowna, do czasu... w pewnym momencie Laurent wyjął z cienkiej, zielonkawej kurtki trzy strzykawki napełnione po same brzegi heroiną. Lekko skonsternowana przyjęłam od niego "prezent". Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego jak narkotyki mi szkodą, ale nie potrafiłam sobie ich odmówić, gdy miałam okazję. Heroina to prawdziwa kusicielka...
♥ ♥ ♥
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy butelce taniego, wysokoprocentowego wina tuż obok mojego cudownego drzewka i wpatrywaliśmy się w gwiazdy. Dzisiejszy dzień był zdecydowanie jednym z tych najbardziej udanych. Najpierw list od Anthony'ego, a później zawarcie wspaniałej znajomości. Laurent okazał się bardzo uprzejmym i zabawnym człowiekiem. Nie brakowało nam tematów do rozmów, praktycznie cały czas się śmiałam, jednak jeśli chodzi o dobry humor to swoją rolę odegrał w tym także alkohol i wcześniej zażyte narkotyki.- Wybierasz się na Woodstock? - spytałam.
- Niestety nie, szef nie chciał dać mi urlopu. Domyślam się, że Ty się wybierasz...
- Tak, już nie mogę się doczekać! Chyba nadal nie wierzę w to, że zobaczę Janis na żywo. - powiedziałam i szeroko się uśmiechnęłam.
- Ach, nie dziwię Ci się, Janis to wspaniała artystka. Sam bym wiele oddał, aby ją zobaczyć. - wymamrotał blondyn i nieco posmutniał.
- To może pojedziesz z nami? Szef się chyba nie obrazi, poza tym możesz znaleźć inną pracę - odparłam takim tonem jakby to była najprostsza i najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Oj, Maddie. Zazdroszczę Ci tego idyllicznego podejścia do życia. - westchnął.
Później przez chwilę się nie odzywałam. Myślałam o tym co powiedział Laurent.
- A z resztą... nieważne. Opowiesz mi coś o sobie? - zapytał po chwili chłopak. Pokiwałam twierdząco głową i niewinnie się zaśmiałam. - Hm, jak to się stało, że trafiłaś do San Diego?
- Właściwie to wyszło bardzo spontanicznie. W głowie zaświtała mi żaróweczka z napisem "szaleństwo, przygoda, nowe otoczenie", a już tydzień później wraz z przyjaciółką leciałyśmy samolotem do Stanów.
- A co z rodzicami?
- Zaakceptowali to, zawsze wiedzieli, że kiedyś nastanie taki moment. Oczywiście martwili się o to, że nie będę miała za co żyć, ani gdzie mieszkać, ale udało mi się ich uspokoić. A jak było z Tobą?
- Bardzo podobnie, z tym, że ja mieszkałem w Cleveland. - odpowiedział chłopak.
Po tych słowach rozmowa za żadne skarby nie chciała się kleić. Byłam już strasznie śpiąca i utrzymywanie powiek przychodziło mi z wielkim trudem. Postanowiliśmy więc, że pójdziemy spać. Oczywiście nie obok sobie tylko na dwóch odległych końcach polanki. Owinęłam się szczelnie swetrem, który równie dobrze mógłby być kocem i gdy tylko położyłam głowę na miękkiej trawie natychmiast zasnęłam...
♥ ♥ ♥
Rano obudziły mnie promienie wstającego słońca. Po kilku minutach podniosłam się do pozycji siedzącej w celu ujrzenia Laurenta, ale niestety go nie było. Nieco zawiedziona postanowiłam czym prędzej iść do domu. Chyba nawet zrobiło mi się trochę smutno. Liczyłam na nową znajomość, a tymczasem mój nowy kolega po prostu zwiał. Przez myśl przeszło mi to, że coś mu wypadło i miał zamiar do mnie wrócić, ale ta opcja zniknęła z mojego umysłu z tą samą szybkością z jaką się w nim pojawiła.
Dręczyły mnie wyrzuty sumienia z powodu Naomi. Martwiłam się o to co działo się w domu pod moją nieobecność. Ostatnimi czasy incydenty takie jak kłótnie o trzeciej w nocy, wyzywanie się od najgorszych było na porządku dziennym.
Gdy wślizgnęłam się do mieszkania moje obawy natychmiast wyparowały. Roześmiana Naomi siedziała na kolanach Stanleya w salonie i nawet nie zauważyła mojej obecności. Na paluszkach przemieściłam się do swojego pokoju i odsunęłam zasłony, aby dostało się do niego trochę słońca. Zastanawiałam się czy ten sojusz pomiędzy nimi będzie długotrwały czy może to tylko cisza przed burzą...
____________________________
Okej, mam dla Was kilka BARDZO ważnych informacji:
I Z opowiadania "Zmutowane róże" jednak stworzę dłuuuuugi dodatek, gdyż doszłam do wniosku, że bez sensu jest zaczynanie czegoś nowego. Może dopiero wtedy, gdy skończę to opowiadanie... ;_;
II Obawiam się iż jest to ostatni rozdział przed moim wyjazdem. W następnym będzie opisany Woodstock (spoiler ;_;), a chciałabym, aby relacje z tych pięknych dni wyszły mi jak najlepiej także nie chcę się spieszyć.
III BYĆ MOŻE uda mi się cuś dodać ze Stanów, aczkolwiek nie wiem jak to będzie z wolnym czasem i internetem.
IV Mam pomysł na jakiś mały dodatek, tylko nie mam pojęcia kto ma być w nim głównym bohaterem. xD Także moje propozycję przedstawiłam w ankiecie. --->
V Chciałabym z tego miejsca przeprosić Rocky i Kate Stewart, których blogi miałam nadrobić, ale mam teraz strasznie mało wolnego czasu, w zasadzie to tylko wieczory... ;_;
A to wszystko przez mojego "kochanego" psa, który ma problemy ze zdrowiem i codziennie jesteśmy z rodzicami u weterynarza. ;_;
To chyba tyle. Pozdrawiam serdecznie! :3
Motyw z tym listem był po prostu piękny!
OdpowiedzUsuńKurde mój nos wyczuwa tutaj przyszłą pisarkę ♥
Byłaś może na filmie powstanie warszawskie? Tam właśnie był wątek takich listów głównego bohatera do swojej ukochanej i one były takie wzruszające i tak nieprawdopodobnie prawdziwe, że aż się serce kroiło. No i właśnie w tym momencie moje się na nowo rozkursza. Ślicznie i prawdziwie ♥
I NIE MOGĘ SIĘ DO NICZEGO PRZYCZEPIĆ DO CHOLERY ://
WEŹ MI JEBNIJ JAKIŚ BŁĄD NO XD
Nic nie znajdę, nic ;__;
Idealna ilość dialogów i opisów... i wszystkiego ;_; Powiedz mi jak ty to robisz?
Dobra już koniec komplementów bo się zarumienisz jeszcze ♥
PS. Proszę mojego kochanego męża Jimmiego w dodatku xD ♥
PS2. u mnie się pisze nowy rozdział już prawie prawwieee jest ♥
XOXOXOX
PS3. śliczny szablon ♥♥♥
UsuńO Matko. :O Jaki wspaniały komentarz! *-*
UsuńNa Powstaniu Warszawskim niestety nie byłam (dziwnie to brzmi :O), ale muszę w końcu się wybrać. Nie mam pojęcia czy jeszcze jest, ale w razie czegoś zawsze jest zalukaj, filmweb czy coś z tych rzeczy.
Jeśli chodzi o błędy to po mam obsesję na ich punkcie. xD Zawsze sprawdzam każdy rozdział minimum dwa razy, żeby wyłapać jakieś literówki. xD
DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ za tak CUDOWNY komentarz. ♥
Czekam ze zniecierpliwieniem na rozdział! :D
*__*
OdpowiedzUsuńTen list był naprawdę piękny.
Niech Joe wraca do niej.
Tylko, żeby Stevena przywiózł ze sobą!
Laurent? Hmm...
Jedno pytanie: czy on się jeszcze pojawi?
I teraz najważniejsze:
Kiedy Jimmy?
Tak, wiem ciągle o nim gadam, ale to w końcu Page.
Weny!
Muszę Cię zmartwić, ale Jimmy pojawi się jakoś po 50 rozdziale. ;____________;
UsuńTeż bym już chciała coś napisać o nim, ale muszę się zwięźle trzymać planu opowiadania. XD Wiem jak to głupio brzmi... xDD
Dziękuję za komentarz! :D
50 ROZDZIALE XD???????????????/
UsuńNo czo? ;_;
UsuńWeź nie przepraszaj, każdemu przecież coś wypada, co nie? XD I tak Cię podziwiam, że zechciałaś przeczytać moje wypocinki. Dzięki wielkie! ;D
OdpowiedzUsuńList był bardzo miłym zaskoczeniem. Ten rozdział był taki radosny! Odezwał się Joe, a Maddie poznała Laurenta...
Właśnie. Wydaje mi się, że jeszcze się tu pojawi. Czy go polubiłam? Sama nie wiem. Jest troszkę... dziwny? Hm, ale może się jeszcze do niego przekonam ;)
Aha, i cudownie, że Naomi i Stanley wreszcie się nieco... rozpogodzili. Mam nadzieję, że to nie cisza przed burzą, jak sugerowała Maddie.
No, nie mogę się doczekać następnego!
Ale nie wiem w sumie, czy uda mi się go szybko przeczytać. Wiesz, kiedy w wakacje nie jestem na żadnym... większym wyjeździe, to siedzę na działce. Więc od przyszłego tygodnia nie będę miała dostępu do internetu. Ale nadrobię wszystko jak tylko będę mogła.
Życzę udanego wyjazdu do Stanów! I cholernie zazdroszczę!
Weny!
Hugs, Rocky.
To raczej ja Tobie powinnam dziękować, a nie... xD
UsuńEjj... ja też często jestem na działce w wakacje! :O Znaczy się pomieszkujemy z bratem na "ogródku rekreacyjnym" babci. :D Chociaż na dobrą sprawę to i tak jesteśmy prawie cały dzień gdzieś w centrum i przyjeżdżamy tam tylko w nocy. XD
Iii dziękuję! :D
Hahahhah Joe napisał! To dobrze, ważne że pamięta, a nie że sobie pojechał i Maddie jest dla niego wspomnieniem. Hahahah i mu odpisała! niech kombinuje Aerosmith! Ejj wlaśnie...ja mam wrażenie, że ona go spotka na Woodstocku albo jako prywatną osobę albo jako artystę.
OdpowiedzUsuń:DDDDDDDDDDDd
Ten Laurent...Ugh...Już go nie lubię...Maddie ma być z Joe no i chuj. LORENT hahaha tak się to wymawia. Wkurza mnie...
i Naomi i Stanley się pogodzili? Suuper. Tylko, żeby to właśnie nie była cisza przed burzą.
No, cóż, jak zwykle zajebiste. :333
Udanego wyjazdu do Stanów! I weź mi wyślij pocztówkę?
Albo jak spotkasz jakąś gwiazdę to biegnij po autograf i mi wyślij! xDDDD
Szczerze mówiąc to też nie lubię Laurenta. Mnie by wkurzała jego ciekawość. xD
UsuńNo okaże się jak to będzie z Nao i Stanleyem. :3
Dziękuję. :D
Wyślę, wyślę. XD Na adres Izzy'ego (mimo, że nikt go nie zna, ale co tam... xD)
Jajć ten list był taki... piękny :') Ogólnie kocham listy, a takie to już w ogóle. Są wspaniałym sposobem przekazywania wiadomości i sądzę, że powinniśmy częściej je pisać :) To ma klimat, a nie tak jak chaty czy inne cuda techniki.
OdpowiedzUsuńDobra, bo się rozmarzyłam xDD
Rozdział jest genialny! Ty jesteś genialna! Ten blog jest genialny! Genialne jest to, że ciągle piszę słowo "genialny" :O Chyba sfiksował mi się mózg xD Ups, co robi ta zielona papka na suficie? O.o
Wybacz, odwala mi XD
Wiesz, że jesteś GENIALNA! *_____________*
Love,
Chelle ;*
Kochana, nie ma sprawy! Rozumiem Cię i będę cierpliwie czekać ;*** Oby te problemy zdrowotne Twojego psiaka szybko się skończyły. No i to ja przepraszam, że tak późno komentuję. Teraz przechodzę już do rozdziału.
OdpowiedzUsuńWydawało mi się, że wszystko jest fajnie. Joe przysłał list, piękny list, Maddie równie pięknym listem odpowiedziała no i wszystko cudnie, ale jednak... tego samego dnia pojawia się pewien Laurent. Dziewczyna się z nim zapoznaje i miło spędza czas, ale nie podoba mi się to, że chłopak poczęstował ją herą, kiedy ta jest po odwyku. Poza tym obawiam się, że ta znajomość zaszkodzi miłości do Anthony'ego. Zawsze mam takie uprzedzenie, że jak dziewczyna lub chłopak przeżywa rozłąkę ze swoją drugą połówką i pojawia się jakaś "koleżanka" lub "kolega", to wydaje mi się, że rozwinie się z tego romans.
No i jeszcze do tego Naomi i Stanley się pogodzili i również zastanawiam się, jak długo potrwa ta sielanka.
Ale bez względu na to, czy się dzieje dobrze, czy źle, to Twoje rozdziały zawsze są ciekawe i ładnie opisane.
Buziaki ;***