12 maja 2014

Rozdział 8 - I miss you.

"Samotność to taka straszna trwoga..."
~ Dżem, Listy do M

  Tęskniłam, okrutnie tęskniłam. Nie potrafiłam się na niczym skoncentrować. Ciągle myślałam o nim, o tym, że już go nie zobaczę. Nie chciałam, aby przyjechał na kilka dni, spędził ze mną kilka pięknych chwil, a później znowu odjechał. Chciałam, żeby był ze mną zawsze, tak jak to było wcześniej. Wcześniej czyli zaledwie kilka dni temu...

To był trzeci dzień pobytu w "Ośrodku terapii uzależnień". Nie rozumiałam po co to wszystko; codzienne spotkania w kilkuosobowych grupach, rozmawianie o swoich problemach, o tym co nas dręczy, przeszkadza, przedstawianie swoich światopoglądów. To mi wcale nie pomagało, wiedziałam, że po opuszczeniu tego miejsca i tak będę robić to co wcześniej. Nie zależało mi już na niczym. Bez niego wszystko było szare, ponure. Najgorsza była świadomość, że to był dopiero początek, czekało mnie mnóstwo beznadziejnych dni, na które musiałam zbierać siły.
- Maddie, pójdziemy się przejść? - do pokoju wpadła Vivienne, jak zawsze uśmiechnięta. Była szesnastoletnią dziewczyną, która trafiła tutaj przez nałóg kokainowy. To niewiarygodne, była taka młoda... życie nieźle ją pokarało. Urodziła się w normalnej, kochającej rodzinie, aż pewnego dnia jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Wylądowała w domu dziecka, nie potrafiła sobie z tym poradzić, rówieśnicy jej nie akceptowali, aż w końcu znalazła sposób na ucieczkę - narkotyki. Z tego co mi mówiła to bardzo się zmieniła od tamtego czasu. Nie wątpiłam w to, mimo, że była na odwyku tryskała radością...
- Okej. - podniosłam się z łóżka i wyszłyśmy z pokoju. Nieopodal budynku było piękne jeziorko otoczone lasem.
Vivienne była całkiem inna niż ja mimo to bardzo się polubiłyśmy, szatynka była na prawdę inteligentną dziewczyną. Mogłam z nią porozmawiać na wiele tematów.
- Jak się poznaliście z Joe? - spytała Viv, gdy dotarłyśmy nad jeziorko.
- Wjechał we mnie rowerem... troszkę się poobijałam i nalegał, że zaprowadzi mnie do szpitala. W połowie drogi zemdlałam i wyszło na to, że zaprowadził mnie do siebie do domu. - zaśmiałam się na to wspomnienie i wrzuciłam małego kamyczka do mieniącej się wody.
- Ja też miałam kiedyś chłopaka... - westchnęła moja towarzyszka. - Kawał chuja.
- Opowiesz coś o nim? - spytałam nieśmiało.
- Był ode mnie o cztery lata starszy, ja miałam czternaście lat, a on osiemnaście. Traktował mnie jak dziecko, którym w sumie byłam. Nie potrafiliśmy się dogadać, nie mam pojęcia dlaczego z nim byłam.
Rozmawiałyśmy jeszcze ponad godzinę o głupotach, aż w końcu zdecydowałyśmy się wrócić do ośrodka. Za trzy dni miała mnie odwiedzić Naomi, nie mogłam się doczekać. Potrzebowałam rozmowy z nią. Po tym jak Joe odszedł obawiam się, że jest jedyną osobą, która mnie rozumie i jest dla mnie jak rodzina.
- Dobranoc, Maddie. - powiedziała Vivienne i zniknęła za drzwiami swojego pokoju zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
Zerknęłam na zegarek wiszący na ścianie, była dopiero osiemnasta. Viv zawsze chodziła tak wcześniej spać, a później budziła wszystkich o czwartej lub piątej rano.
Z braku jakichkolwiek innych zajęć poszłam do "sali integracyjnej". Nigdy wcześniej tam nie byłam, ale dyrektor ośrodka, pan Collins kiedyś mi powiedział, że gdyby mi się nudziło to mogę tam wpaść, żeby z kimś porozmawiać. Trochę się wstydziłam, ale nie miałam zamiaru spędzić kolejnego wieczoru na zalewaniu poduszki łzami.
Powolnym ruchem odsunęłam drzwi i ujrzałam za nimi kilkanaście osób siedzących przy trzech okrągłych stolikach. Na parapecie siedziała strasznie chuda kobieta. Miała blond włosy do ramion i krótką grzywkę, a z ust wystawał jej odpalony papieros. Trochę się zdziwiłam, bo tutaj panuje zakaz palenia, picia alkoholu i wszystkiego innego co szkodliwe dla zdrowia.
Postanowiłam do niej podejść. Usiadłam na drugim końcu parapetu.
- Mogę się dosiąść? - spytałam patrząc na kobietę spod kurtyny włosów.
- Już to zrobiłaś. - odpowiedziała znudzonym tonem nawet na mnie nie patrząc. Powoli zaciągała się papierosem i obserwowała to co dzieje się za oknem kompletnie mnie ignorując.
- Zaczekaj... przepraszam. - wyszeptała, gdy wstawałam z miejsca z zamiarem podejścia do kogoś innego.
- Nie musi pani przepraszać, nic się nie stało. - usiadłam z powrotem na parapecie, a kobieta wyrzuciła resztkę papierosa przez okno.
- Mam dwadzieścia cztery lata, nie postarzaj mnie z tą panią. - powiedziała i uśmiechnęła się wesoło, odwzajemniłam jej gest i przez chwilę wpatrywałam się w jej twarz. Była poszarzała, pod zielonymi oczami malowały się szare cienie, które jak mniemam były oznaką zmęczenia. Uwagę przykuwały pełne usta w malinowym odcieniu, których mogłoby pozazdrościć jej wiele kobiet. 
- Dlaczego tu wylądowałaś? - spytałam po dłuższej chwili milczenia.
- Lekomania i alkoholizm, okazjonalnie heroina... a Ciebie co tutaj sprowadza?
- Głównie narkotyki, alkohol chyba też.- westchnęłam i rzuciłam okiem na psa siedzącego na werandzie, najwidoczniej coś go zdenerwowało, bo szczekał jak szalony.
- Młodo wyglądasz... ile masz lat?
- Dziewiętnaście, w maju dwadzieścia, a tak właściwie to jeszcze się nie przedstawiłam, jestem Madeleine. - powiedziałam i wystawiłam dłoń w kierunku blondynki.
- Erin. - kobieta uścisnęła moją dłoń i obie się szeroko uśmiechnęłyśmy. - Muszę lecieć, narzeczony do mnie przyszedł. - powiedziała i spojrzała w kierunku wysokiego mężczyzny, który przed chwilą pojawił się w progu. Swoją drogą to myślałam, że odwiedziny są dozwolone tylko w soboty...  Pożegnałyśmy się krótkim "cześć" po czym poszłam z powrotem do swojego pokoju.
Była dopiero dziewiętnasta, mimo to postanowiłam pójść się wykąpać, bo i tak nie miałam żadnych planów na wieczór. Właściwie to jakie jak mogłam mieć plany w tym miejscu? Wzięłam z szafy piżamę, którą podarowała mi jedna z pokojówek, ręcznik i szybkim krokiem skierowałam się do łazienki. Zdjęłam z siebie krótkie spodenki, bluzkę oraz bieliznę i weszłam pod strumień ciepłej wody. Brakowało mi tych silnych ramion, które nachalnie sunęły po moim ciele, gdy chciałam wziąć prysznic. Tak ciężko było mi zapomnieć. To dopiero kilka dni rozłąki, może z czasem będzie lepiej?
Po kilkunastu minutach wyszłam z kabiny i dokładnie osuszyłam ciało ręcznikiem po czym założyłam piżamę i wyszłam z łazienki. Gdy dotarłam do pokoju zamknęłam drzwi na klucz i zasunęłam zasłony.  W pomieszczeniu zrobiło się dosłownie czarno więc szybko zapaliłam światło. Nie mam pojęcia dlaczego, ale w tym miejscu nie potrafiłam zasnąć w ciemności. Zawsze się czegoś bałam. To nieco dziwne zważywszy na fakt, że jeszcze kilka miesięcy temu mieszkałam w parku pomiędzy drzewami.

   Nazajutrz obudziło mnie pukanie do drzwi. Szybko zwlekłam się z łóżka i powędrowałam w stronę ciemnego kawałka drewna, sekundę później przekręciłam zamek a w drzwiach pojawiła się dobrze znana mi postać.
- Och, pani jeszcze nie wstała? Proszę się ubrać, za moment śniadanie. - powiedziała jedna z pokojówek serdecznym tonem. To była jedna z zalet tego miejsca - uprzejma "obsługa". Jeszcze nigdy nie spotkałam tutaj kogoś kto byłby nieuprzejmy. 
Pokiwałam głową, a kobieta pomaszerowała w głąb korytarza. Przymknęłam drzwi i narzuciłam na siebie pierwsze lepsze ubrania wygrzebane z szafy. Padło na koszulę w kolorowe wzorki i dżinsowe spodenki. Schodząc ze schodów minęłam się z Vivienne.
- Maddie, poczekasz na mnie? Zapomniałam o książce. - spytała i nie czekając na odpowiedź pobiegła na górę. Stałam dokładnie w tym samym miejscu, a już po chwili szatynka wróciła i wspólnie powędrowałyśmy na stołówkę. Wzięłyśmy po tacce i powędrowałyśmy w stronę kucharek. Tego dnia czekała na nas owsianka. Odebrałyśmy śniadanie i dosiadłyśmy się do tych samych osób co zawsze. Było to dwóch mężczyzn: Leonardo i Charlie oraz Amy. Pierwszy z nich wylądował tutaj przez lekomanię, Leo był szanowanym profesorem wykładającym na Uniwersytecie Kalifornijskim, ale nie radził sobie z traumatycznymi wydarzeniami z przeszłości. Był ponad czterdziestoletnim, inteligentnym facetem. Charlie był chłopakiem po dwudziestym piątym roku życia. Padł ofiarą amfetaminy. Nie ukończył szkoły, był na ciągłym utrzymaniu bogatych rodziców, którzy sponsorowali mu narkotyki. Szczerze mówiąc to nie przepadałam za nim, był strasznie infantylny. Naszą trzecią towarzyszką była Amy, brunetka po trzydziestce, o której na dobrą sprawę widziałam tylko to, że nadużywała alkoholu i to o czym wspomniałam wcześniej. Raczej nie udzielała się towarzysko, była strasznie skryta.
- O, witam piękne panie. - odezwał się Leo, gdy wraz z Viv zajęłyśmy miejsca przy stoliku.
- Dzień dobry. - odpowiedziałam i lekko się speszyłam w momencie, gdy mężczyzna zaczął się we mnie wpatrywać. Miał takie same oczy jak Joe, dokładnie ten sam kolor.
Podczas spożywania całkiem smacznej owsianki wokół mnie toczyły się zawzięte dyskusję, ja jednak nie miałam tego dnia ochoty na rozmawianie więc starałam się jak najszybciej zjeść i pójść do swojego pokoju. Dzisiaj czekało mnie jeszcze spotkanie grupowe z terapeutką, ale postanowiłam, że wymigam się z niego pod pretekstem bólu głowy.
Pożegnałam się ze wszystkimi i poszłam odnieść miskę, a następnie skierowałam się w stronę pokoju. Wpadłam tam niczym błyskawica, szybko zamknęłam drzwi i odsunęłam zasłonki. Pomieszczenie natychmiastowo wypełniły promienie słońca. Położyłam się na łóżku i okryłam ciało kocem. Boże, jak mi go strasznie brakowało. Tak bardzo chciałam, aby położył się obok mnie i objął mnie ramieniem, albo abym mogła wtulić się w jego klatkę piersiową i powiedzieć mu to jak bardzo go kocham. Przerażała mnie wizja tego, że kiedyś znajdzie sobie inną dziewczynę i będzie z nią szczęśliwy. Oczywiście nie życzyłam mu niczego złego, nie potrafiłam, ale podejrzewam, że moje kruche serce rozbiłoby się na miliardy kawałeczków, gdybym zobaczyła Anthony'ego w obecności dziewczyny, którą nie jestem ja.
Po jakimś czasie ktoś zapukał do drzwi. Niechętnie wstałam i otworzyłam niespodziewanemu gościowi, którym okazała się być Erin.
- Czy ktoś zamawiał herbatkę jaśminową? - spytała z uśmiechem. Odsunęłam się od drzwi tak, aby blondynka mogła wejść, a już po chwili gawędziłyśmy jak stare, dobre przyjaciółki, tematy do rozmów się nie kończyły, w przeciwieństwie do mojego melancholijnego nastoju sprzed niedawna.
- Ostatnio mi się kompletnie nie układa z narzeczonym... - zwierzyła się Erin.
- A co się dokładnie dzieje? - spytałam siląc się na jak najmniej ciekawski ton.
- Hm, wiem, że to zabrzmi absurdalnie, ale... on mnie cały czas obraża, traktuje mnie jak swoją gosposie, niewolnicę a ja zbyt mocno go kocham, aby od niego odejść.
- To przez niego wpadłaś w nałóg? - spytałam, a blondynka pokiwała twierdząco głową. Po chwili po jej policzku popłynęło kilka łez, które natychmiast przetarła wierzchem flanelowej koszuli. Nie wiedziałam co mam zrobić więc po prostu przytuliłam kobietę do siebie. Nadal byłam lekko zszokowana tym, że mi się zwierzyła, w końcu prawie się nie znamy, ale po chwili przestałam o tym myśleć i zastanawiałam się nad tym jak mogę pomóc Erin...

3 komentarze:

  1. Fajnie, fajnie tylko wiesz Joe nie może mieć innej dziewczyny!!!
    On musi być z Maddie i koniec kropka :)
    Rozdział hmm za dużo się nie dzieje, ale i tak jest zajebiście.
    Bardzo polubiłam Twój sposób pisania.
    Weny życzę i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój komentarz się nie dodał jestem zła i smutna no i mój kochany Luiz może odejść z Chelsea i ból i cierpienie i po co ja to w ogóle piszę i nadużywam słowa "i" ;___;

    UWAGA ZACZYNAM KOMENATARZ KONIEC TEJ JAKŻE NIEPOTRZEBNEJ DYGRESJIII!
    CISZA TAM NA SALI!
    TY TAM W KĄCIE ZAMKNIJ MORDE >:C
    Dziękuję.

    No jest strasznie smutno... Tak bardzo smutno ja się prawie popłakałam (ale ja należę do płaczek więc w sumie i tak bym płakała nawet jakbyś opisywała śmierć szczeniaczka ;_;)!
    Joe wróci, ja to wiem. Albo nie wiem!
    Może wcale z nim nie być... no bo to by było zbyt proste gdyby nagle się odnaleźli i wiesz wielka miłość po kres życia!
    To zbyt bajkowe tak się nie dzieje nigdy ;_; CHYBA, ŻE...
    Chyba, że tutaj się dzieją jakieś bajkowe czary abrakadabra? xD
    Ja nie wiem sama co może się stać... No bo jest zbyt wiele aspektów, nie wiem... tyle tego może się stać ;__;
    PISZ, PISZ, PISZ <333

    & nowy u mnie tak a propos xD!

    XOXOXOX

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam ;3
    Ciekawi mnie postać Erin, ja czuję, że ona coś wniesie do życia Madeleine.
    To jest takie smutne, tęsknota za ukochaną osobą jest straszna! :C
    No i poza tym jest fajnie, ja lecę do dziewiątego ;D

    OdpowiedzUsuń