2 maja 2014

Rozdział 4 - Please, don't take me to yourself.

"Bo zdążyli ra­zem już ty­le przeżyć, żeby pojąć, że miłość jest miłością o każdej porze i w każdym miej­scu, ale im bliżej śmier­ci, tym bar­dziej jest intensywna."
~ Gabriel Garcia Marquez 

   Minęły minuty... może godziny, gdy otworzyłam oczy. W oddali słyszałam szloch Naomi. Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam, nie potrafiłam. Nagle moje ciało przeszyła kolejna fala okrutnego bólu. Zmrużyłam oczy, łudziłam się, że to ulży mi w cierpieniu. Na marne, ból się nasilił, miałam ochotę krzyczeć, byłam bezradna. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, gdzie jestem, dlaczego to tak strasznie boli. Znowu odpłynęłam. Minęło trochę czasu zanim ponownie uchyliłam powieki. Słyszałam głos kilku lekarzy. Mówili coś, krzyczeli.
- Tracimy ją! - wrzasnął jeden przebijając się przez odgłosy pozostałych.
Jak to? Umieram? To już koniec? Tak się to wszystko skończy? A co z Joe? Boże, kocham go, błagam nie zabieraj mnie stąd. Nie teraz, nie w tej chwili, nie w tym miejscu. Rozpłakałam się, nie panowałam już nad tym co robię. Ktoś położył mi coś na twarzy. Maska tlenowa? Ratują mnie? Poczułam stan błogości, jakbym  zaaplikowała sobie kolejną dawkę heroiny. Powieki stawały się coraz cięższe, nie miałam siły ich utrzymywać. Odeszłam w długi, spokojny sen...
♥ ♥ ♥

    Przebudziłam się. Chciałam zobaczyć miejsce, w którym się znajduję, ale, gdy tylko uchyliłam oczy wszystko widziałam przez mgłę. Delikatnie oderwałam głowę od poduszki, ale kiedy poczułam piorunujący ból w czaszce opuściłam ją z powrotem. Jak ja dawno nie leżałam w łóżku...  Nagle poczułam jak ktoś obejmuje moją twarz dłońmi. Przetarłam zaspane oczy i ujrzałam Anthony'ego. Patrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami i szeroko się uśmiechał. Chciałam odwzajemnić jego gest, ale, gdy rozszerzyłam usta poczułam jak po wardze spływa mi strużka krwi. Zabolało, ale było to nieistotne. Najważniejsza w tej chwili była obecność bruneta tuż przy mnie.
- Madeleine, Skarbie...  - Joe zaczął całować mnie po twarzy. Słabo się uśmiechnęłam, tak, żeby nie pogorszyć stanu rozwalonej wargi. Chciałam coś powiedzieć, ale czułam straszną suchość w ustach. Gdy Joe zauważył moje próby wypowiedzenia choćby jednego słowa podał mi szklankę z wodą. Opróżniłam całą jej zawartość w zawrotnym tempie, a po chwili poczułam się nieco lepiej.
- Potrącił mnie samochód? - spytałam z lekką chrypką w głosie. Joe przytaknął.
Odwróciłam wzrok i zaczęłam wpatrywać się w krajobraz za oknem. To już mój drugi wypadek w życiu. Pierwszy raz potrącił mnie samochód osobowy, gdy miałam piętnaście lat. Na szczęście pojazd jechał z prędkością zaledwie 30km/h więc oprócz kilku siniaków i złamanej ręki nic mi się nie stało. 
Czułam, że teraz jest gorzej. Niemiłosiernie bolała mnie głowa, chciało mi się płakać z bólu. Byłam podłączona do kilku kroplówek, na prawej ręce spoczywał bandaż, a druga była posiniaczona i w wielu miejscach zadrapana. Nawet nie miałam ochoty sięgać po lusterko, aby zobaczyć jak miewa się moja obolała twarz.
- Matko Boska! Miał pan wołać jak się obudzi! - pielęgniarka w średnim wieku wyprowadziła Anthony'ego z sali jak małego chłopca, który zabłądził w damskiej toalecie i natychmiast do mnie podeszła. Po chwili do sali wparowało dwóch lekarzy. Jeden z nich miał na sobie biały fartuch, wyglądał na mężczyznę w podeszłym wieku. Na twarzy miał wiele widocznych zmarszczek, a długi, siwy wąs zakrywał jego usta. Drugi był bardzo młody, może niewiele starszy ode mnie. Miał na sobie błękitny fartuch, a na jego twarzy malował się ciepły uśmiech. Krótka grzywka niemiłosiernie maltretowała jego oczy, a nieco koścista dłoń co chwile zaczesywała ją do tyłu.
- Jak się pani czuje? - spytała pielęgniarka. 
- Okropnie. - odparłam i skrzywiłam się z bólu, gdy blondynka dotknęła mojej ręki chcąc zmienić opatrunek. 
- Może pani sprecyzować? Co konkretnie panią męczy? - młody lekarz podszedł bliżej mnie i wyczekująco spojrzał mi w oczy. Nieco się speszyłam i spoglądnęłam w stronę okna.
- Głowa i brzuch.... 
- Ach, tak też myślałem. Niestety jeszcze minimum kilka dni będzie pani musiała pocierpieć. Doznała pani wstrząsu mózgu i kilku obrażeń wewnętrznych, ale wszystkie zabiegi mamy już za sobą. Muszę zadać pani pytanie... ze względu na surowy stan zdrowia mogłaby pani ubiegać się o sprawę sądową ze sprawcą wypadku, ponieważ wina leżała po jego stronie. Lecz jeśli nie ma pani ochoty na włóczenie się po sądach możemy załatwić sprawę po cichu. - wymamrotał lekarz wyjątkowo znudzonym i formalnym tonem. 
- Nie ma takiej potrzeby. Nic się nie stało, nie ma mowy o żadnym sądzie. 
- Mogłaby pani zgarnąć sporą sumkę za takie coś. - wtrącił młody doktor z cwanym uśmieszkiem.
- Paul, uspokój się. - uciszył go staruszek po czym oboje wyszli z sali. 
Zostałam sama z pielęgniarką. Wyglądała na bardzo miłą kobietę, a oprócz tego była na prawdę piękna. Po kilku minutach wyszła, a do sali wparował roześmiany Joe. 
-  Co się tak szczerzysz? - spytałam.
- Po prostu Cię kocham. - brunet nachylił się nade mną i pocałował mnie w usta, a po chwili opadł z powrotem na krzesło. - Wytrzymałem pięć dni bez Ciebie. 
Uśmiechnęłam się i poprosiłam Anthony'ego, aby podał mi lusterko. Gdy w nie spojrzałam momentalnie wyleciało mi z ręki i upadło na mój brzuch. Wyglądałam okropnie. Na rozwalonym łuku brwiowym widniały dwa szwy zaklejone cienkim plastrem,  cały prawy policzek był zaczerwieniony, a w niektórych miejscach wręcz siny, oprócz tego rozwalona warga...
Joe stwierdził, że i tak jestem piękna, ale mnie jego słowa niebyt przekonywały. Nigdy nie uważałam się za ładną, a w tamtej chwili wyglądałam jeszcze gorzej niż zwykle. 
Nagle drzwi się uchyliły i stanęła w nich Naomi. Gdy tylko ją zobaczyłam nie mogłam opanować samoistnie pojawiającego się uśmiechu. Ślicznie wyglądała. Na jej ciemnych włosach spoczywał wianuszek ze sztucznych kwiatów. To była nasza święta zasada. Nie robiłyśmy wianków z prawdziwych roślin, bo nie chciałyśmy zabierać im życia. Po co zabijać coś co za kilka dni i tak uschnie na naszych włosach? 
- Boże, Maddie, skarbie, nawet nie wiesz jak się martwiłam. - dziewczyna podeszła do mnie, a jej długa suknia z indiańskim motywem włóczyła się po ziemi. Zostałam delikatnie przytulona, a po chwili całą trójką rozmawialiśmy na przeróżne, w większości głupie tematy. Zastanawiałam się co mnie ominęło przez te pięć dni, podczas których byłam w śpiączce, ale nie chciałam wtedy o to wypytywać. Wystarczyło mi to, że miałam obok siebie dwie najważniejsze dla mnie osoby, tym bardziej, że Joe zintegrował się z moją przyjaciółką. Był dla niej uprzejmy, miałam tylko nadzieję, że nie udawał, aby sprawić mi przyjemność. 
- To my się będziemy zbierać. - Nao wygięła usta w podkówkę robiąc tym samym jedną z najsłodszych min jakie kiedykolwiek widziałam.
Pocałowałam dziewczynę w policzek, Joe'go w usta i wzrokiem odprowadziłam ich do drzwi. Byłam wykończona całym dniem więc gdy tylko położyłam głowę na poduszce momentalnie zasnęłam.
♥ ♥ ♥

   Kolejne dni mijały niezwykle wolno. Godziny przesiąknięte monotonią i wszechogarniającą nudą. Ciągle ten sam scenariusz; pobudka, zmiana opatrunków, wizyta Anthony'ego albo Naomi. Dopiero po dziewięciu dniach bezczynnego leżenia w łóżku mogłam iść na krótki "spacer" po szpitalu. Pomyślałam, że lepsze to niż nic i przechadzałam się korytarzami w szpitalnej koszuli nocnej. Poruszanie się sprawiało mi trochę bólu, ale był on znośny. Gdy przechodziłam obok jednej z ławek dostrzegłam siedzącą na niej, płaczącą kobietę. Nie widziałam jej twarzy, bo długie, ciemne włosy ją zasłaniały. Usiadłam obok, a ona podniosła na mnie wzrok. Wpatrywała się we mnie dużymi, zielonymi oczami, w których można było dostrzec dużo bólu i goryczy. 
- Jak Ci na imię? - spytała po chwili. 
- Madeleine. Dlaczego pani płacze?
- Och, piękne imię. Naprawdę interesują Cię moje kłopoty? - zapytała ocierając pojedyncze łzy z policzków.  
- Ja... nie chcę się narzucać, po prostu pomyślałam, że mogę jakoś pomóc. 
- Właśnie straciłam dziecko. Poroniłam.
- O mój Boże... strasznie mi przykro, współczuję pani. - w moich oczach zebrały się łzy. Próbowałam postawić się w sytuacji tej kobiety, musiała przechodzić przez istne piekło. Podejrzewam, że na jej miejscu kompletnie bym się załamała. 
- Jakiej tam pani... jesteśmy siostrami. - powiedziała z delikatnym uśmiechem, a gdy spojrzałam na nią pytająco dodała... - Ja też niegdyś byłam hippiską.  
- Jak to byłaś? Przecież to coś na całe życie. 
- Ależ skąd. Wiesz... duch hippizmu z wiekiem przemija. Kiedyś skończysz studia, znajdziesz pracę, urodzisz dziecko. Wianki, lniane koszule i potargane bluzki będą leżały gdzieś na dnie szafy, a wspomnienia wolności, miłości i wszechobecnego pokoju zakopiesz głęboko w sercu.
Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w jeden punkt i analizowałam słowa kobiety. Zastanawiałam się czy to prawda, czy to na prawdę kiedyś się skończy. Nawet nie zauważyłam, kiedy brunetka się ulotniła i pozostawiła po sobie jedynie wymiętoszoną chusteczkę higieniczną. Wzruszyłam ramionami i podniosłam się z krzesła idąc na dalszą część mojej wędrówki po oddziale... położniczym? 
Nagle poczułam silny ból na klatce piersiowej... 
- Ups, sorry. - wymamrotał chłopak, który przed chwilą na mnie wpadł. Gdy obrócił się przodem do mnie okazało się, że to Joe. - Maddie?! Co Ty tu robisz? Nic Ci nie jest? - jak zwykle zaczął zasypywać mnie pytaniami. 
- Spokojnie... lekarz mi pozwolił wstać z łóżka. I wszystko w porządku.
Wraz z Anthonym ruszyliśmy w kierunku mojej sali trzymając się za ręce. Po dotarciu od razu się położyłam , a brunet usiadł na skraju łóżka. Zaczęliśmy wpatrywać się w swoje twarze, a po chwili oboje wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem, nie mam pojęcia dlaczego.
- Wiesz co? Ostatnio polubiłem Stanleya. - wyznał, gdy nieco się opanowaliśmy.
- Cieszę się. Zawsze Ci mówiłam, że on jest w porządku.

 Rozmawialiśmy jeszcze jakieś dwie godzinki po czym Joe stwierdził, że będzie się zbierał. Postanowiłam kawałek go odprowadzić. Gdy wyszliśmy z sali poczułam narastający ból w czaszce i czułam jak bezwładnie opadam na ziemię.
Kiedy otworzyłam oczy miałam w ustach butelkę z tlenem, a na moich włosach spoczywał szpitalny czepek. Zaczęłam nerwowo rozglądać się dookoła, chciałam zobaczyć Anthony'ego. Nigdzie go nie było. Łóżko, na którym jechałam się zatrzymało, słyszałam już tylko pikanie jakiegoś urządzenia. Po moim policzku popłynęła łza, czy to już ostatnia w moim życiu?
_________________________
Rozdział pisany z telefonu na urodzinach babci więc nie wiem jak to wygląda z długością. xD
Zapraszam do komentowania! ☮  ♥

6 komentarzy:

  1. Hahaha, a jednak Joe nie zostawił.
    A kiedy spotka Tylera?
    Ejj chwila. Ta końcowa akcja...mam nadzieję, że to operacja (chociaż wolałabym, żeby jej nie było) i że po niej Perry się pojawi. No weź... On nie może jej zostawić...
    Kur*a pisz mi tu, bo się niecierpliwię!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najpierw to się musi Tom pojawić, a dopiero później Tyler. xD Ale zapewniam, że już niedługo dojdzie do założenia Aerosmith.
      Piszę, piszę! :)

      Usuń
  2. Ciekawy rozdział, końcówka nieco tajemicza, a nawet bardzo. Mam nadzieję. że nic jej nie będzie i też wydaje mi się, że Madeleine po prostu przejdzie operację.
    Po tym, ja zareagowała na wiadomość, że kobieta ze szpitala straciła dziecko, wnioskuję, że Maddie odczuwa empatię w takich sytuacjach. To jest dobra dziewczyna, to niesprawiedliwe, że uległa wypadkowi.
    No i to takie cudowne, jak oni kochają się z Anthonym <33 Wielka miłość ;))
    Weny i pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko jakie to jest prawdziwe... Dialogi, akcja, osoby, opisy takie realne i cudowne! To się nazywa talent moja kochana ♥
    Dżo, Dżo, Dżo... Mam nadzieję, że niczego nie zniszczysz ze względu na swoją wrodzoną męską tępotę.
    A nasza "mała" Maddie powinna się ogarnąć... chociaż to też jest temat BARDZO sporny, ponieważ wraz ze zmianą jej osobowość może ulec destrukcji - a tego byśmy nie chcieli! Ta zwariowana hipiska idealnie pasuje do duszy Perry'ego. Choć rozważam też scenę Tyler'a i Maddie, który jak wiadomo wnętrzem jest czuły na poezję i piękno,ach! Typowy stosunek ambiwalentny muszę przyznać... I to do każdego aspektu mam taki!
    Kurcze pisz mi to dalej bo ja nie wytrzymam ♥♥♥

    Ps chciałabym mieć taki motorek w palcach i umyśle żeby pisać szybciej rozdziały ;c kup mi taki! ♥

    XOXOXOX

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. <3
      Hm, Tyler i Maggie brzmi całkiem fajnie, właściwie to na początku głównym bohaterem miał być Jimmy Page, później wpadłam na Tyler'a, aż w końcu został nim Joe. xD
      A motorek sprezentuję Ci na Dzień Dziecka, bo już za niedługo.... xD

      Usuń
  4. Boże, jak realistycznie przedstawiłaś akcję na początku. Czułam się jakbym to ja była Maddie. ;_; Joe i Naomi, kurcze, może oni jakiś romans będą mieli? xD
    Ja również zastanawiałam się nad związkiem Maddie - Steven, pasowaliby do siebie. :)
    I proszę Cię, zdradź mi sposób na szybkie pisanie tak ŚWIETNYCH rozdziałów. ;_;
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń